czwartek, 13 lutego 2020

Autyzm na zakupach.

Temat robienia zakupów z Dzieckiem Autystycznym  to  studnia bez dna i w większości znanych mi przypadków bardzo bolesny. 
Większość Rodziców robi zakupy bez swoich Autystów, by zaoszczędzić sobie (i pewnie dziecku też)  stresu. Stresu związanego z krzykiem i piskiem swojej pociechy, która nie rozumie, że do kasy jest kolejka( czasem bardzo długa) oraz stresu związanego z krytyką otoczenia. 
Opowiem jak to u nas było i jak sobie z tym radziłyśmy.
Kiedy Maja była mała, taka 4-5 letnia, zakupy to był prawdziwy koszmar. Nie dlatego, że chciała batonika, czy jakąś rzecz spoza listy zakupów, tylko chciała być jak najszybciej przy kasie i to pierwsza. Ale najpierw o liście zakupów....
Zawsze przed wyjściem z domu dokładnie tłumaczyłam po co idziemy do sklepu. Pokazywałam te rzeczy na obrazkach lub sama rysowałam i zapisywałam na liście zakupów. Potem w drodze pytałam " Maju czy do sklepu idziemy po mleko"?. Jako, że Maja w tym wieku mówiła pojedyncze słowa, więc zawsze konstruowałam pytania tak, by mogła na nie odpowiedzieć TAK lub NIE. Mleka nie było na liście....Kiedy Maja odpowiadała "nie, mleko nie", chwaliłam Ją że dobrze pamięta. Kiedy dobrze pamiętała produkt z listy chwaliłam "bardzo dobrze Kochanie, idziemy po Bondi( które uwielbiała)i było jednym z niewielu produktów , który ze względu na dużą wybiórczość pokarmową jadła.
Przed samym wejściem do sklepu czytałam listę raz jeszcze i w sklepie bawiłyśmy się w szukanie naszych produktów, które po "lądowaniu" w koszyku były wykreślane z listy.
Zdarzało  się, że Maja zobaczyła coś atrakcyjnego i bardzo chciała to mieć. Wtedy wyciągałam naszą listę i mówiłam  " hm... zobaczmy, czy czekoladka jest na naszej liście.....O przecież nie ma, chodźmy szukać banana gdzieś się przed nami ukrył". Maja uspokojona brakiem czekolady na liście i zajęta już poszukiwaniem zaginionego banana znikała między półkami, by za chwilę krzyczeć "jest banana!!!!".
Po odnalezieniu wszystkich produktów z listy szłyśmy do kasy i wtedy zaczynało się...…...
Krzyko-pisk Mai i te komentarze.....Groźby , że porwie Cygan, zabierze Policjant i inne. Ile to się nasłuchałam, że rozpieszczony bachor, w tyłek natrzepać to się uspokoi, no niech pani coś zrobi by się zamknęła, bo głowa pęka i uszy....Miałam ochotę zniknąć, zapaść się pod ziemie ze wstydu i bezsilności. Rozumiałam tych ludzi, bo mi też pękała głowa i uszy od krzyku mojego własnego Dziecka. Jedyne co mogłam zrobić to przeprosić ich, uklęknąć naprzeciw krzyczącej Mai i powiedzieć "Majeczko, cicha i spokojna buzia, czekamy w kolejce". Trzymałam Ją mocno za ramiona i przytulałam. Uspokajała się dopiero przy taśmie, na której uwielbiała układać w rządku nasze produkty i obserwowała jak jadą...Trochę denerwowała się jeszcze kiedy kasjerka brała w ręce nasz produkt i krzyczała:"to Mai, oddaj", ale po jakimś czasie i to wycichło.
Zdarzało się, że jakaś oburzona  Mai zachowaniem pani, krzyczała " da jej pani tą cholerną parówkę, niech nie drze  już tego ryja i niech pani już przejdzie, nawet bez kolejki". Pomijając słownictwo owej damy, nie mogłam skorzystać z tej okazji, bo musiałam być konsekwentna i skoro stoimy za panem w czerwonej kurtce, a on jeszcze nie kupił swoich produktów i czeka, to my też musimy.
 I Maja musiała wiedzieć, że produkty możemy jeść dopiero po zważeniu przy kasie i zapłaceniu za nie. ZAWSZE!!! Nie mogło być raz tak, a raz inaczej, bo to wprowadziłoby chaos w Jej głowie.
Poza tym następnym razem płacz i krzyk mógłby być jeszcze większy, bo wiedziałaby, że wymusi na mnie coś.
Przez wiele lat tak wyglądały nasze wizyty w sklepie. Pomógł znaczek, który Maja nosiła "Mam Autyzm" i coraz większa świadomość społeczna, a także nasze codzienne treningi pt."robienie zakupów Mai" z elementami terapii behawioralnej, czyli pochwalenie Mai, kiedy tylko stanęła za kimś w kolejce i wzmacnianie Jej "ładnie czekasz na swoją kolej Maju".
A kiedy płakała, cierpliwe wytłumaczenie "to jest kolejka do kasy, my stoimy za tym panem w czerwonej kurtce i spokojnie czekamy na swoją kolej. Pan nie płacze i Maja też nie płacze, czeka spokojnie".
Kiedy tylko na sekundę przestawała zanosić się płaczem mówiłam "Bardzo ładnie czekasz Maju, spokojnie tak jak pan przed nami, jesteś bardzo mądrą i grzeczną dziewczynką, brawo Ty".
Przeważnie skutkowało, jeśli tylko ktoś "życzliwy" się nie wtrącał. Jeśli straszył policją, Maja darła się wniebogłosy, bo dostawała sprzeczny komunikat. Ode mnie wiedziała, że Policjant jest pomocny. W sytuacji gdyby się zgubiła, Pan Policjant lub Strażak pomoże....Czasem krzyczała by zagłuszyć krytykę innych i próby uciszenia Jej...
Teraz Maja potrafi już grzecznie czekać w kolejce, ale nadal stosuję wzmocnienia i chwalę, lub poprawiam jeśli jest nie tak, aż do uzyskania  pożądanego efektu.💪💪💪💪💪Kiedy nie chwalę, Maja sama mówi "ładnie i grzecznie czekamy w kolejce na swoją kolej"😘Czeka aż Ją pochwalę, czyli potrzebuje tych wzmocnień, albo chce pochwalić mnie, że ładnie z Nią czekam😘Nigdy nie wiem, ale jestem strasznie mocno dumna z mojej Dziewczynki👩‍❤️‍💋‍👩
Cierpliwość i konsekwencja Rodzica  plus wyrozumiałość Społeczeństwa i będzie dobrze nam wszystkim ze sobą 🌞🌞🌞🌞💖💖
Sprawdzała mnie wielokrotnie i za każdym razem musiałam być nieugięta, co zaowocowało po kilku latach.
Mogłam pójść na łatwiznę i robić zakupy bez Mai i robiłam tak, gdy widziałam, że nasilają się zachowania niepożądane w przedszkolu, jest zaburzona koncentracja po atakach padaczki.
Odpuszczałam, by nie być na przegranej, będąc sama zmęczona regresem w rozwoju Majeczki.
Niesamowicie duży wkład w dobre zachowanie Mai w sklepie na zakupach Mają obie wychowawczynie Mai- p. Ania( wychowawczyni w klasie 1-4) i p.Ilonka (obecna wychowawczyni Mai od klasy 5).
Obie zabierały klasę Mai i na zajęciach szli robić zakupy, by potem z zakupionych produktów uczyć Dzieci robienia potraw. Ja tylko potem kontynuowałam Ich pracę, bo współpraca Wychowawcy z Rodzicem w naszej klasie to podstawa.
Zabieram Maję bardzo często na zakupy, szczególnie do LIDLA, który jest blisko naszej szkoły i ekspedientki znają już nasze Dzieci z zakupów. Maja głośno komentuje, która kasa "jest zapalona na zielono znaczy działa". Jak sama siebie chwali, że ładnie czeka w kolejce często osobom zaciekawionym dziwnym zachowaniem jak na 14-latkę, mówię z uśmiechem "ot taki radosny Autyzm" :) I przeważnie ludzie odpowiadają uśmiechem i zrozumieniem.....
Ale ile lat pracy to kosztowało...….Ile powrotów do domu z wyczerpaniem tą konsekwencją i głową pełną krzyku Mai...
Rodzicom, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę z Autyzmem  mogę doradzić jedynie cierpliwość i konsekwencję, a to co zasiejecie, da plon w przyszłości :)

niedziela, 9 lutego 2020

Bieganie i spacery są fajne, ale zimne kąpiele jeszcze lepsze :)

☺️☺️☺️😶😶
Co zrobić , gdy pojawia się agresja i emocje  są tak wielkie , że aż nas nosi?
Mnie osobiście pomaga bieganie, wywietrzenie głowy z nadmiaru myśli i bodźców.
  Toteż nie byłam zbytnio zdziwiona, kiedy zostałam wezwana przez terapeutkę Mai na rozmowę w celu ustalenia najlepszej metody postępowania z Mają, po wystąpieniu ataków agresji po pojawieniu się pierwszej miesiączki i padła propozycja spacerów przeplatanych biegami, oraz ćwiczenia fizyczne w domu w razie niemożności wyjścia na dwór. 
Propozycja biegów lub tańca oraz pływanie na basenie bardzo mnie przekonywały,dlatego ochoczo rozpoczęłam treningi z Mają bezpośrednio po owej rozmowie.
 Jako wielbicielka biegania i endorfin uwalnianych w trakcie biegu miałam nadzieję zarazić nim Pszczółkę i ....udało się  na krótko. Kilka treningów i nuda.....Trzeba pomyśleć o odpowiedniej motywacji...
Nie trzeba było natomiast przekonywać mojej twardzielki do kąpieli w jeziorze i to o każdej roku porze:) W ten oto sposób  już od jesieni 2018 r.zostałyśmy Morsami czy też pieszczotliwie zwane Foczkami.
I to był strzał w dziesiątkę, bo do tej pory....
Pobyt nad morzem na zdjęciach wyglądał sielsko. Latem i owszem, ale zimą, tylko na zdjęciach.
W rzeczywistości dla nas był małym hardcorem....Z krzykami Mai i próbami powstrzymania Jej przed rozebraniem się, bo przecież jest plaża, morze, słońce- czyli lato i można się kąpać....
Teraz możemy się kąpać wszędzie i o każdej porze roku, z czego korzystamy przy każdej okazji.
Polecamy bardzo:)
O wpływie morsowania i aktywności ruchowej w najbliższym wolnym czasie coś skrobnę i o tym co się działo u Mai w ostatnich latach od ostatniego wpisu.
Prosicie bym chociaż w skrócie przedstawiła jak wyglądał rozwój Majeczki w tych pierwszych latach po diagnozie i jakie terapie przechodziła. Zgłasza się do mnie dużo osób z takimi 3-letnimi Maluszkami, więc specjalnie dla Nich też coś się znajdzie.
 
Rozpoczęcie sezonu 2018/2019r.
 
Rozpoczęcie sezonu 2019/2020r.


 

R

wtorek, 6 grudnia 2016

Wykluczyć Autyzm.....

Ilu z nas, Rodziców Dzieci z Autyzmem usłyszało "zrób badania, by wykluczyć Autyzm?.
Podejrzewam, że jednak większość szła do lekarza, by "sprawdzić czy to Autyzm"......Niby to samo, a jednak PRAWIE robi w tym wypadku wielką różnicę, bo przecież każdy z nas ochoczo gnał do lekarza,  jeśli miał wykluczyć  ( w tym ja oczywiście), natomiast Ci, którzy mieli sprawdzic, czy też potwierdzić, wypierali ten fakt ze swojej świadomości i wizytę odwlekali w nieskończoność. ..
Tak jak juz nadmieniłam, byłam w tej pierwszej grupie i możliwie jak najszybciej wymogłam  najbliższy termin w Zespole Placówek Edukacyjnych w Olsztynie, zajmującym się m.in diagnozą Autyzmu.
Zapytacie czy juz wcześniej nie zauważyłam, że jednak coś jest nie tak.... Ależ oczywiście, że zauważyłam, ale większość winy za nieprawidłowy rozwój Mojej Pszczółki przypisywałam sobie i troszkę też padaczce  i niedoczynności tarczycy, które zostały wykryte u Mai gdy miała 6 miesięcy. Obie choroby powodowały przecież opóźnienie w rozwoju w stosunku do rówieśników....
Fakt, że przez pierwsze 3 lata życia mieszkałysmy na wsi u moich kochanych Rodziców i Maja nie miała kontaktu z innymi dziećmi też wydawał  mi się okolicznością usprawiedliwiającą brak jej  zainteresowania rówieśnikami. Dopiero pierwsze dni, a potem tygodnie w przedszkolu publicznym pokazały mi jak duże są między nimi różnice.
O emocjach i tych pierwszych 3 latach w osobnym poście napiszę, dziś przytoczę opinię Wychowawczyni Majeczki z przedszkola z listopada 2008 roku , o którą wystąpiłam ,gdy Koleżanka z podstawówki mająca dziecko w tym samym przedszkolu   i obserwująca codzienne poranne ucieczki Majeczki, poradziła by właśnie wykluczyć Autyzm poddając Maję obserwacji  psychologicznej w ZPE.
🐝Kontakt wzrokowy i werbalny z Mają jest bardzo utrudniony, często nie reaguje w ogóle na sygnały słowne, na swoje imię bardzo rzadko,
🐝Kiedy chcę wyegzekwować od Mai jakieś zachowanie muszę trzymać ją rękoma za buzię, prosić żeby patrzyła mi w oczy i wyraźnie wyartukułować swoją prośbę. 
🐝Maja nie respektuje żadnych zasad panujących w grupie.
🐝W kontaktach z rówieśnikami dziewczynka często wymusza swoje prawo do zabawki agresywnym zachowaniem: szczypie, ciągnie za włosy, popycha inne dzieci.
🐝Na zabawie skupia swoją uwagę przez bardzo krótkąchwilę,  wyjmuje lub rozrzuca zabawki, po chwili porzuca je, podchodzi do następnych, nie chce porządkować ich po sobie.
🐝Podczas zabaw i zajęć zorganizowanych z całą grupą rówieśniczą przeszkadza dzieciom w działaniu, nie wykonuje żadnych poleceń, zabiera rekwizyty potrzebne w zabawie, dezorganixuje pracę z dziećmi. 
🐝Mają nie sygnalizuje werbalnej woich potrzeb fizjologicznych, domyślam się, że chce się " załatwić , kiedy zauważę, że  poszła do toalety i stoi przy sedesie. PPodczas czynności higienicznych wymaga całkowitej pomocy ( nawet nie podejmuje próby zdjęcia samodzielnie rajstop i majteczek).
🐝Myjące ręce w umywalce wkłada je pod strumień wody, nie bacząc na to, że zalewa rękawy bluzeczki aż po same łokcie oraz brzuch i nogi (nie odczuwa dyskomfortu, że jest cała mokra).
🐝Podczas posiłków nie chce jeść łyżką, chociaż umie, prawie zawsze wybiera ręką ulubione potrawy z talerza własnego i kolegów przy stoliku, grzebie w zupie, wybiera makaron lub ziemniaki.
🐝Podczas zabaw w ogrodzie przedszkolnym całkowicie nie respektuje zasady nie oddalania  się od nauczycielki z placu, uciekam, chowa się za sprzętami w ogrodzie. 
🐝Podczas spacerów i wyjść za teren placówki dziewczynka nie chce podać ręki dziecku w parze, z niechęcią podaje ją nauczyciele lub pani woźnej, próbuje oddalać się od nas za każdą mija obcą osobą.
🐝Reaguje strasznym piskiem lub krzykiem jeśli nie pozwalamy Mai na niewłaściwe zachowania,  nie pozwala się również wtedy dotykać. Często bije nas po dłoniach. , gdy jej czegoś zabrania my. 
🐝Na zajęciachz rytmika zupełnie nie uczestniczy w zabawach, bardzo się niecierpliwi, uderza w klawisze pianina, krzyczy, piszczy gdy jej na to nie pozwalamy,  zachodzi wręcz konieczność wyjścia z nią poza salę.
🐝Takie same zachowania dostrzegamy również podczas różnorodnych imprez przedszkolnych np. spektakli teatralnych w placówce. 
🐝Uwielbia oglądać swoje odbicie w lustrze i w innych napotkanych przedmiotach o lustrzanej fakturze, jest zafascynowana tym widokiem. W tych momentach  obserwujemy tzw. "zawieszenie się" dziecka.
 Po przeczytaniu opinii Pani Małgosi, byłam zdumiona, jakby część rzeczy dotyczyła całkiem obcego dziecka... Krzyki, piski i uciekanie były mi doskonale znane, jak również zamiłowanie do chlapania się w wodzie,ale reszta....
Byłam pewna, że wykluczę Autyzm i pokażę Pani Małgosi czarno na białym, że trochę  zbyt krytycznie ocenia Maję w drugim miesiącu chodzenia do przedszkola......
Jak bardzo się myliłam, dowiedziałam się już niebawem i od połowy stycznia 2009r.  Pszczółka rozpoczęła swoją wdukację w Przedszkolu Specjalnym w ZPE w Olsztynie. Ale to już temat na inny post....


poniedziałek, 28 listopada 2016

Urodzinowy post, specjalnie dla Cioci Asi☺

Witajcie po baaardzo długiej przerwie☺Trudno zacząć bez wracania do przyczyn tego milczenia. ...No nie......Znowu zatkanie i chęć ucieczki, nie wracania do TEGO. ..Ale bez KOŃCA nie byłoby POCZĄTKU, a dziś szczególny dzień -Urodziny Cioci Asi, Przyjaciela Rodziny i ostatniej osoby , która rozmawiała z TATUSIEM zanim ODSZEDŁ., a wraz z Jego śmiercią odeszła moja radość, poczucie bezpieczeństwa i wena pisarka.
 I nie wiem ile jeszcze bym milczała. ,gdyby nie chęć zrobienia Cioci Asi prezenciku do poczytania, a jest Ona wiernym czytelnikiem Majkowego bloga☺🙂🤗
Tak więc Asiu z myślą o Tobie i specjalnie dla Ciebie....z obietnicą dalszych wpisów❤❤❤❤❤❤❤❤Dziś może nie tak wesoło, jakbym chciała,ale naprawdę wiele kosztowało mnie wrócenie do momentu w którym zamieściłam ostatni post.
Od tamtego czasu wiele razy pytaliście mnie o efekty odchudzania Pszczółki i powiem Wam, że po prawie 2 latach Maja urosła kilka cm i dziś ma ich już 142, natomiast waga zjechała do 34,5 kg z 37 kg.☺Słodkie deserki Monte i Smakija juz nigdy nie wróciły do Jej menu, dając miejsce owocom (jabłka, banany a nawet winogrona i czereśnie, czasem też gruszka ☺Niewiele bym wskórała sama, zadziałała za to żelazna konsekwencja Pani Ani (Wychowawczyni Mai w klasie 1-3) oraz wprowadzony przez Nią autorytet Pana Ministra....Przykład:
-Nie chcę, nie lubię kaszy i surówki, nie będę jadła!!!!- próbowała Maja przy obiedzie.
-Jedz Maja, teraz rządzi Pani Ania i każe jeść surówki i wszystko z talerza- wtrącał się Adi-kolega z klasy.
-Słuchajcie, ja Wam nic nie każę, ale Pan Minister zarządził by dzieci w szkołach jadły zdrowo i ja tylko tego pilnuję-sprytnie odpowiedzialność za te "męki "zrzucała Pani Ania.
I działało!!!!!!! Ja tylko trzymałam wspólny front i konsekwentnie szerokim łukiem omijałam zakazane produkty☺
Dziś Maja ze słodkiego pulpecika z paziem na głowie stała się szczuplutką długowłosą nastolatką (w zeszłym miesiącu skończyła 11 lat,więc ma ich naście....)
W następnym poście o tym jak Autyzm pojawił się w naszym życiu, czyli kolejny POCZĄTEK. ...,więc jakby Urodziny....
Jeszcze raz wszystkiego NAJLEPSZEGO Asiu i mam nadzieję, że choć troszkę ucieszyłam Cię tym wpisem🙂🌹🌺🌻🌼🌷⚘🎂

sobota, 7 marca 2015

Odchudzanie Pszczółki :)

- Pani Moniko, jak jeszcze raz zobaczę u Mai na drugie śniadanie Monte albo Smakiję, to się rozpłaczę - takimi słowami powitała mnie po feriach zimowych wychowawczyni Mai.
- Pani Aniu, ale ta Smakija była do szkoły jako druga tura śniadania, no wie Pani, żeby nie zjadła Maja wszystkiego na jeden raz- wyjaśniałam.
- To co było w pierwszej turze Pani Moniko i o której?- dopytywała P. Ania.
- No jak zwykle Monte z Depakiną na padaczkę, o 7 rano, a teraz jest 9, wiec chyba dobrze?- odparłam pewna, że dobrze robię.
- Niech mi Pani powie, czy to Monte musi być do tej Depakiny, z czym innym nie da rady podać?- dyskusja nabierała tempa, a wszystkiemu przysłuchiwała się Maja, wyraźnie zadowolona ze swojego śniadania.
- P.Aniu to są takie granulki, które muszą się  do czegoś przykleić- tłumaczyłam zawzięcie.
-  Mnie się wydaje, ze można wsypać do buzi, albo na łyżce z wodą, ale widzę, że w tej kwestii nie przekonam Pani, co w takim razie Maja je po powrocie ze szkoły do domu?
- W domu jesteśmy przeważnie o 16-tej i je wtedy obiado-kolację, no przecież od obiadu w szkole od 12-tej jest już głodna- byłam z siebie wyraźnie dumna udzielając tej odpowiedzi, bo przecież będąc w domu na Świadczeniu Pielęgnacyjnym na Maję powinnam w tym czasie uprać, ugotować, posprzątać, zrobić zakupy- COŚ ROBIĆ.
- Rany Boskie P. Moniko, czy Pani je dwa obiady?- P. Ania była mniej dumna z mojej odpowiedzi, o czym się przekonałam już za chwilę.
- No nie, ale...........- i tu zabrakło mi już argumentów.
- Czy Pani chce, żeby za kilka lat Maja oprócz Autyzmu, Padaczki i Tarczycy miała jeszcze raka!!!!???? To niech sobie teraz Pani wyobrazi, że jak tak dalej będzie to przyjdzie taka 120-kilogramowa Majeczka ze szkoły, wrzaśnie o drugi obiad i zamknie się w pokoju, by się oddawać innym przyjemnościom, a Pani wtedy już nic nie będzie mogła zrobić!!!Przecież Maja nie je prawie wcale warzyw, mało owoców, a musi mieć błonnik!!!!!! Majka ma tak rozepchany żołądek, że pomieści naprawdę dużo, a poza tym proszę pamiętać, że nasze dzieciaczki przeważnie nie znają ograniczeń i zjedzą do ostatniego okruszka- zwyczajnie jedzenie sprawia im przyjemność. Chyba nie chce Pani, żeby była, gryba, chora i nieszczęśliwa!!!!!!!! - P.Ania dokładnie wiedziała jak mną wstrząsnąć, bo taka wizja skutecznie mnie przeraziła, a raka to kto jak kto, ale członkowie naszej Rodziny boją się jak diabli- obciążenie genetyczne.
Maja przysłuchiwała się wszystkiemu robiąc takie kosmiczne miny, że szok!!! Kiwała głową, zatykała uszy i widać było, że baaardzo nie podoba jej się to co słyszy. 

Całą drogę do domu myślałam o tej rozmowie.W głowie miałam taki mętlik, wiedziałam też, że wpadłam w pułapkę wybiórczości pokarmowej Mai i utknęłam w niej na dobre. Maja jadła niewiele rzeczy( rosół, kotlety, jajko smażone, parówki, ziemniaki gotowane lub w postaci frytek lub placków ziemniaczanych, żadnych sosów, śliskich rzeczy). Łatwo było pójść i kupić Monte lub Smakiję niż patrzeć na odruchy wymiotne proponowanych dań.... Przypomniałam sobie ostatnie ważenie Mai do bilansu trzecioklasisty, które też mi się nie podobało ( 37,5 kg przy 135 cm wzrostu) i z rozpędu zajechałam do sklepu kupić wagę kuchenną.


12.01.15r.- Zabawa Karnawałowa w szkole i 1 dzień zdrowego odżywiania.Waga 37,1 kg., wzrost 135cm.


Pierwsze co zrobiła Maja po powrocie do domu było oczywiście otworzenie lodówki i szybki przegląd.
- Mamo, Monte jest trujące, trzeba wyrzucić do kosza, do organiczne- zaskoczyła mnie tym kompletnie. Nie sądziłam, ze tak dobrze zrozumie poranną rozmowę. Za chwilę dostałam też sms od P. Ani, że Maja zajadła kanapkę z sałatą i ogórkiem........
Po wyrzuceniu Monte do kosza(do którego Maja zaglądała kilka razy do wieczora) przyszła pora na zaprezentowanie nowych produktów, które będzie teraz jadła i o dziwo nie było odruchów wymiotnych jak jeszcze nie tak dawno. 
Największym zdziwieniem było jednak przyjęcie Depakiny w granulkach z sokiem. Tak, wiem Mamo, że leki tylko z wodą, ale sok Kubuś na początek i tak lepszy od Monte :)
Pierwsze dni na zupełnie innej niż dotąd diecie były ciężkie, ale po tygodniu nastąpił przełom- Maja spokojnie potrafiła już czekać na porę posiłku- stopniowo wydłużaną do  3 godzin od ostatniego. 
W szkole zaczęła zjadać prawie całe obiady ( do tej pory podziubała i czekała na obiadek w domku- Mamusi przecież najlepszy :)
Je więcej owoców ( najczęściej jabłko i banan), próbuje warzyw :)
Zdarzają się dni, że Maja śpi z galaretkami albo przyprawą do kotletów mielonych chcąc mieć je jutro na obiad, ale powoli wszystko się normuje. Monte na dobre zniknęło z naszego menu, Maja widząc je ostatnio w gazetce jakiegoś sklepu, przyniosła czarny marker i przekreśliła ze słowami, że "to trujące i niezdrowe, nie wolno Mamusiu, zapamiętaj!!!"
Galaretki robimy dla Mamusi( Maja nauczyła sie w Pracowni Gospodarstwa domowego i lubi się chwalić nowymi umiejętnościami), a kotlety robimy razem w weekendy.
Dzisiejsze ważenie wprawiło mnie w zachwyt i natchnęło do pisania- mamy 35,9 kg po 3 tygodniach od zmiany diety, czyli 1,2 kg mniej :) W tym czasie było bardzo mało ruchu, bo Maja 2 tygodnie spędziła w łóżku lecząc paskudną infekcję gardła. Ale nie ma tego złego, bo miałam całkowitą kontrolę nad tym co i o której zjada. W tym czasie żołądek się troszkę skurczył i teraz już tylko czekamy na cieplejsze dni, by zacząć biegać lub uskuteczniać razem  dłuuugie spacery :)






poniedziałek, 19 stycznia 2015

W kwestii dosłowności.... :)

Już od soboty opowiadam wszystkim znajomym ostatnie powiedzenia Mai, które niezmiennie mnie rozbawiają jak tylko o nich pomyślę.
Taka sytuacja:
- Maju, ubieramy się, szybciutko, szkoła czeka - próbuję pospieszyć moje rozkojarzone Dziewczę w piątkowy poranek.
- Czeka Mamusiu i nie ucieknie? - upewnia się Maja, gdy ja coraz bardziej wkurzona próbuję nie spóźnić się do szkoły.
- Nie ucieknie, nie ucieknie, ale nie wolno się spóźniać - tłumaczę, gdy tymczasem wiele pytań rodzi się w ślicznej główce Pszczółki.
- Mamo, dziś jest piąteczek, czeka Babunia i Dziadeczek? - pyta i pyta dalej.
- Tak Kochanie, pospiesz się wreszcie!!! - poganiam ciekawską.
 A kto przyjedzie po Maję? Ty z nami nie pojedziesz do niedźwiedzia? Biegniesz na maraton?- pytaniom nie ma końca, a tymczasem w kurtkowym rękawie zamiast ręki ląduje noga Mai.
- Co to jest!??? No myśl Kobieto! - Irytuję się coraz bardziej - Jasna dupa, myśl trochę!!!! - mówię, choć na końcu języka mam co najmniej "cholerę jasną" albo "ku.wa mać"!!! Czasem zastępowałam to "jasną choinką", albo "jasną anielką", ale odkąd znam przemiłą Dziewczynkę o tym imieniu, już tak nie mówię.
Ale do rzeczy....
- To nie murzyn!!! - słyszę zadowoloną z siebie Maję.
-Że co? Słucham? - pytam, jeszcze nie "kumając bazy" ( jak to mówi mój Brat).
- Ciemna dupa- murzyn, jasna- nie murzyn!!!!! - wyjaśnia moje rozbrajające Dziecko :)
..............................................................................

Kolejna historia.
Rozmawiam przez telefon z koleżanką o lekturach szkolnych w podstawówce.
- My to kiedyś czytaliśmy "Pana Tadeusza", "Dziady", "Nad Niemnem", a teraz dzieciaki mają nie wiadomo co....- mówię będąc pewna, że Maja w tym czasie rozwiązuje łamigłówki edukacyjne na laptopie.
-Mamusiu, zobacz, umiem - moje gumowe ucho już jest przy mnie ze swoim laptopem i pokazuje mi na You Tube Czesława Niemena i "Dziwny jest ten swiat".
- Hmm.... - nie wiedziałam, ze Maja lubi Cześka posłuchać, fajnie :)- myślę sobie.
Zobacz Mamuniu, umiem, spójrz:  nad niemnem, za niemnem, przed niemnem i obok niemna- ustawia swój kubeczek-zająca odpowiednio nad, przed i obok laptopa.......:)
..............................................................................
Z poprzedniego tygodnia:
 Pokazuję Mamie zdjęcia robione do Dowodu Osobistego.
- No zobacz Mamuś, jak mnie tu wyprasowali, uśmiercili mnie- irytuję się retuszem i brakiem moich rozpoznawczych zmarszczek mimicznych.- Ja lubię swoje zmarszczki, Tatuś zobacz!
- No rzeczywiście przesadzili trochę- mówi Mama. Tacie podobają się zdjęcia i z i bez zmarszczek za to.
-Babciu, Ty też masz marszcza, o tutaj - nagle wtrąca się Maja- ale Ty Dziadku jesteś gładziutki :)
Takie szczere mam Dziecko, ku uciesze Dziadka Mariana :)
............................................................................
 Jeszcze jedna historia - przypomniała mi się podczas rozmowy z Bogusią :)
Poranek w Niedźwiedziu, siedzimy z Mamą i Mają w kuchni.
- Babciu, poproszę wodę - zamawia Maja, gdy my czekamy na kawę z ekspresu.
- Proszę Majeczko, bardzo ładnie mnie poprosiłaś - pochwaliła Mama podając Mai szklankę wody.
- A teraz poproszę pół litra - słyszymy za moment.
- Pół litra???????? - pytamy z Mamą jednocześnie.,
Trzeba było widzieć nasze miny i zdziwienie, bo gdyby przemysł alkoholowo-tytoniowy miał polegać na naszej Rodzinie to już dawno by zbankrutował.
- No tak Babciu, jedna szklanka i druga szklanka to się równa pół litra - wyjaśniła spokojnie Maja- będziemy robić kisiel :)
Maja w szkole ma zajęcia w pracowni Gospodarstwa domowego, gdzie uczy się gotować, odmierzać, przeliczać miary i efekty nauki przez zabawę widać gołym okiem.

A odnośnie tego ostatniego...
- Mamo co widać za oknem? Tylko ubierz oko, bo jest zimno........
Według Pszczółki można widzieć zarówno gołym jak i ubranym okiem :)
......................................................................

Pozdrawiam gorąco i udanego tygodnia Kochani.




czwartek, 11 grudnia 2014

Wrócimy....... :)

Trzeci etap strzyżenia za nami :) 
Nasz najlepszy na świecie fryzjer znalazł termin już w poniedziałkowy wieczór, ku wielkiej radości Mai. Komplementy w szkole tak Jej się spodobały, że już od rana w poniedziałek dopytywała czy Nasz Pojasek czeka na Majeczkę i czy po poniedziałku jest wtorek..A gdy na dodatek do szkoły przyjechał po Nią Dziadeczek, to już w ogóle była cała dzielna, zwarta i gotowa na strzyżenie.
- Dziadku, mam ładną fryzurkę? Byłam u fryzjera, to Ciocia Ewa, Nasz Pojasek- trajkotała całą drogę do domu.
- Babciu zobacz mam nowe włosy, byłam u fryzjera!!!!- chwaliła się już od progu czekającej w domu Babci Eli.
- A teraz pojedziemy i ja obetnę Mamusię, Nasz Pojasek pomoże Majeczce- wyrzucała następne informacje.
 Plan był taki, by pokazać Mai na mnie, że kontakt nożyczek ze skórą to nic takiego, dlatego na fotelu zasiadłam z uśmiechem od ucha do ucha- zresztą przy Ewci inaczej się nie da, bo uśmiechem wprost zaraża podobnie jak Maja.
- Ciociu, obcinasz Mamusię, nożyczkami, to nic nie boli?- dopytywała Maja obserwując z bezpiecznej odległości.
- A potem obetniesz mnie, Majeczkę i będa klamerki?- upewniała się.
- Tak Majeczko, będziesz podawała cioci klamerki- wyjaśniała cierpliwie Ewa.
- Ale nie lubię psikania!!- zaznaczyła widząc spryskiwacz stojący na stole.
- Nie będzie psikania Majusia, będziemy moczyć w wodzie grzebyczek tak- uspakajała Ewcia.
- Chcę teraz obcinać, teraz ja - zdecydowała i już za chwilę siedziała dzielnie na fotelu zaopatrzona w laptopa i teletubisie. 
Pomimo mojej wiary w cierpliwość i umiejętności Naszego Pojaska nie spodziewałam się, że pójdzie tak lekko, bez większych protestów. Nie było już takiego oglądania się za każdym ruchem rąk Ewci, na sobie i na mnie sprawdziła, ze "nożyczki nie bolą" i zaufała chyba....Byłam z Niej taka dumna!!!!
Tak się Mai spodobało, ze wychodząc najpierw zapytała Ewę:
- Czy ja wrócę do Ciebie, do fryzjera?
- Tak Majeczko, kiedy tylko zechcesz, ciocia będzie czekała na swoją Majeczkę-Ewcia na to.
- Moniu, a może Maja pobawi się z Chłopakami moimi, a my wypijemy herbatkę, pogadamy?- zaproponował Nasz Pojasek.
 - A wiesz co, że z chęcią- ja na to, bo pogaduchy to moja i Ewy specjalność i  koniecznie w kuchni :)
- Nie Mamo, wracamy do domu! - zaprotestowała Maja wyraźnie zmęczona po całym dniu i drapiąca się po plecach, bo nie dała sobie założyć peleryny.
- Następnym razem Ewcia, teraz rzeczywiście może być zmęczona, jest 19;00, a my ostatnio o 18-tej już śpimy, Maja czasem o 17-tej jak tylko zobaczy palącą się obok Jej okna latarnię- wyjaśniłam i już zbierałam nasze rzeczy- laptop, płyty itp.
-WRÓCIMY!!!- powiedziała Maja wychodząc i trzeba było widzieć miny moje i Ewy na Jej ton, bo zabrzmiało co najmniej jak ' choćbyś nie chciała, to i tak wrócę".
W drodze do domu dopytywała się czy rzeczywiście wrócimy następnym razem i czy Ciocia Ewa już na nas czeka.
W domu obowiązkowe zdjęcia, już w pidżamce i proszę podziwiajcie małą damę :)









niedziela, 7 grudnia 2014

Najlepszy fryzjer i nietoperz :)

Od kilku dni przygotowuję Maję na pójście do fryzjera. Myślałam o tym już trochę wcześniej, gdyż czesanie Jej długich włosów, ich mycie i pielęgnacja oraz zaplatanie to codzienne nerwy, płacz i lament. Na pytania czemu nie obetnę Mai włosków, odpowiadałam: w maju Komunia Św., po niej zetniemy, żeby na wakacje było nam wygodniej.
Decyzję przyspieszyła notatka od Wychowawczyni z 3 grudnia, następującej treści :
" Witam, zwracam się z prośbą odnośnie włosów Mai, proszę zastanowić się czy już nie czas, by zmienić Mai fryzurę. Powody:

  • Maja podczas infekcji rozmazuje zarazki na twarzy (nie umie kichać i smarkać), co wmazuje we włosy i mogą one dłużej roznosić chorobę.
  • Dziewczynka nie osiąga sprawności motorycznej na takim poziomie, by kiedykolwiek zapleść długie włosy nie mówiąc o ich samodzielnym umyciu, wysuszeniu, rozczesaniu.
  • DŁUGIE przy fobiach Mai na suszarki, skutecznie uniemożliwiają naukę suszenia a co za tym idzie uczestnictwo w zajęciach Hydroterapii czy basenu ( z krótkimi będzie łatwiej schować je pod czepkiem i potem wysuszyć nawet ręcznikiem).
  • Gdyby obciąć Mai włosy na krótkie, dobry fryzjer potrafi też obciąć z objętości i wtedy łatwiej będzie ułożyć fryzurę samej Mai ( boi się czesania, krzyczy, nie posługuje się grzebieniem w szkole.
  • Trzeba ją najpierw uczyć systematycznie w domu siedzenia na krześle przodem do lustra( jak u fryzjera), odgłosu suszarki (oswajanie stopniowe), co umożliwi wyjście do fryzjera.
  • Sprawę proszę przemyśleć, mam nadzieję, że to ułatwi czynności samoobsługowe Mai i Pani. Pozdrawiam, wychowawczyni Mai."
W ramach oswajania Mai z nożyczkami najpierw podcięłam Jej same końcówki, kiedy oglądała bajkę już tego wieczora kiedy dostałam notatkę od Pani Ani.
Wcześniej odwiedzałyśmy pobliski zakład fryzjerski i obserwowałyśmy strzyżenia innych osób. Wszystko pasowało Mai do momentu pojawienia się maszynki do strzyżenia lub suszarki. 
Nadwrażliwość na dźwięki nadal nieujarzmiona jak widać, choć pracujemy nad tym cały czas. Do tej pory sama podcinałam włoski Mai, z różnym skutkiem (najwyraźniej talentu, bądź cierpliwości ku temu mi brakuje:). 
Po wakacjach podcinaniem końcówek zajęła się ciocia Ewcia Pojasek. Tak przypadła Mai do gustu, że na wieść, że w sobotę obetnie właśnie ciocia włoski Pszczółkowe, Maja czekała tylko na przyjście swojego fryzjera. Niestety cioci coś wypadło i przełożyłyśmy na wtorek. My, ale nie Maja....
- Mamo, wstawaj, Pojasek już czeka na Majeczkę!!!!- wykrzykiwała od 6 rano.
- Maju, ciocia jeszcze śpi, pojedziemy we wtorek- tłumaczyłam.
- Mamo, ale ja już znalazłem, jestem nietoperzem!!!- Maja nie dawała za wygraną.
- Dzisiaj będzie nietoperz Majeczka u najlepszego fryzjera- naszego Pojaska!!!- trajkotał mój nietoperz rzeczywiście ubrany  w pelerynę fryzjerską.

- Chodź, poszukaj nożyczki, tylko bez psikania i spróbujemy Mamo- namawiała dalej.
No takiej gotowości na coś do tej pory nieprzejednanego nie sposób przegapić...
Pomyślałam, że w ramach oswajania zetnę przynajmniej część włosków, a resztę dokończymy z Ewą we wtorek. Moment graniczny znajdował się tuż nad ramionami, w pobliżu szyi...Nie miałam szans na wyrównanie :(

-  Stop Mamo, pędzimy do Pojaska co ma Agatkę i Oskarka- to najlepszy fryzjer!!!!!!!- zdecydował mój kochany nietoperz i uciekł z krzesła.



I tym sposobem na 11:30 jesteśmy umówione na profesjonalne strzyżenie u Cioci Ewci :).
Zdjęcia sprzed chwili już wstawiam, reszta po powrocie od NAJlepszego Fryzjera :)
Mój nietoperz w oczekiwaniu na wyjazd do NASZEGO POJASKA :)
I już po bólu, płaczu i krzyku.....Moje nerwy dziś mocno wystawione na próbę zostały, bo po próbie w domu i tym, że decyzja wyszła od Mai, myślałam, że pójdzie jak z płatka......Gdy weszłyśmy Ewcia suszyła włosy koleżance i to od razu odstraszyło Maję. Potem kilka razy upewniała się " czy pani co poszła zabrała ze sobą suszarkę i już jej nie ma( zmuszone byłyśmy do kłamstwa niestety).
Kręciła sie, wierciła, oglądała za każdą braną do ręki klamerką, grzebieniem czy nożyczkami. Mocno protestowała przy spryskiwaczu, więc moczyłyśmy grzebień w kubku z wodą.
MEDAL dla Ewci za anielską cierpliwość i podejście do Mai!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Fryzurki nie skończyłyśmy, bo każde zetknięcie nożyczek ze skórą( a bez tego na karku trudno ładnie ostrzyc), kończyło się wstawaniem z fotela. Dzieła dokończymy we wtorek na zasadzie oswajania Mai z przyborami fryzjerskimi, a na krześle do strzyżenia najpierw usiądę Ja, żeby Maja przekonała się, że "nożyczki nie bolą"
Poniżej zdjęcia z II etapu strzyżenia, reszta czyli część III już we wtorek, chyba , że nasz Nietoperz odfrunie nam z fotela :)






piątek, 28 listopada 2014

Szlag mnie trafi zaraz....

Sprzed chwili dosłownie. Muszę, bo się uduszę :(

- Mamo, dokąd jedziesz?- zapytała Maja kiedy odprowadziłam Ją do szkoły na 9:45.
- Do domku Kochanie- odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Nie Mamo, jedziesz do pracy- poprawiła mnie.
- No proszę, na świadczeniu na dziecko, a dorabiamy sobie, niech się MOPS o tym dowie...- usłyszałam nagle za plecami głos jednej z mam uczniów placówki, do której uczęszcza Maja.
Pani była taka dumna z siebie, że mnie "przyłapała" na łamaniu prawa........
Całe szczęście, że moje zaskoczenie było tak wielkie, że zapowietrzyło mnie na moment, bo usłyszałaby co myślę o takich ludziach!!!! Nie chciało mi się tłumaczyć, że gdybym próbowała utwierdzać Maję, że jadę do domu, to chciałaby jechać ze mną, pomimo całej radości jaką daje Jej szkoła. Tym bardziej, że "dziś piąteczek- czeka Babunia i Dziadeczek" i już od wyjścia z domu dopytywała się, czy Babunia po nas jedzie.....A jak przeczytałam Jej, że na obiad są szałtanosy( sama nie wiem co to jest, po obrazku domyślam się, że jakieś pierogi) , usłyszałam- Mamo bez szału, będą kotleciki :)
 Już mi trochę lepiej jak to z siebie wyrzuciłam, ale takie właśnie sytuacje zniechęcają mnie do pisania bloga, bo później bywam rozliczana z mojego wolnego czasu. I nie daj Boże, żebym była szczęśliwa, bo pewnie mam jakieś zyski z tego, że mam niepełnosprawne dziecko!!! 
Pewnie powinnam przybrać szaty żałobne, chodzić z tłustymi włosami, gruba, zaniedbana i nieszczęśliwa...
Po ostatnim zdjęciu na Facebooku, gdzie podzieliłam się ze znajomymi swoją radością z biegania i efektami jakie dało, też dostało mi się konkretnie...Od razu wyceniono skórzane buty i spodnie....Buty fakt skórzane, mam je od wesela najmłodszego Brata, czyli lata, a spodnie skajowe i w dodatku prezent. Pozory mylą i warto czasem pomyśleć zanim się kogoś oceni.
Za ładnie wyglądam kurcze,a mam zamiar jeszcze ładniej i wtedy to dopiero będzie.
 Zawożę Maję do szkoły nowszym autem i też to kogoś boli, ale to, że auto jest mojej Bratowej, a  nie moje- to już  nikogo nie interesuje. Nie sądziłam, że  zazdrość , że mam taką cudowną Rodzinę  i wspaniałych ludzi wokół siebie, dzięki którym jestem szczęśliwa może być dla kogoś solą w oku...
Już nawet nie chcę myśleć jakie komentarze posypią się przy rozliczaniu 1%....Marzę o maratonie w Barcelonie lub Rzymie( Moja kochana Italia) i też chyba nie powinnam się tym dzielić z nikim, bo to przecież taki luksus.
 Dlaczego nikt nie pomyśli o tym, że My- rodzice niepełnosprawnych dzieciaczków potrzebujemy czasem takiej odskoczni, żeby nie zwariować?
No fakt, potrzebne są na takie luksusy pieniążki, które przecież możemy, ba! nawet powinniśmy wydać na nasze dzieci, ale taki wyjazd może być przecież prezentem na święta, urodziny, imieniny. Czy MY już nie mamy prawa do niczego? 
 Nie zgadzam się z takim podejściem i mam zamiar być szczęśliwa, bo mam cudowną Córeczkę, która zasługuje na szczęśliwą Mamę,która będzie  Ją wspierać tak jak mnie wspiera moja kochana
Rodzina mimo, że mam już 38 lat i wcale nie wymagam takiej uwagi jak Maja być może będzie wymagała.
 No koniec jeszcze o tym, że cały czas pamiętam o napisaniu dalszej części bajki, ale okres między urodzeniem się Mai, a diagnozą jest nadal dla ,mnie nie do przejścia. To czas w którym miałam tyle planów, które Autyzm wkrótce miał częściowo odebrać......





poniedziałek, 3 listopada 2014

Nie sądziłam, że to będzie tak trudne....

Zgodnie z obietnicą uzupełniłam cz.1. kartkami z pamiętnika i nawet zabrałam się za obiecaną część 2., ale nie spodziewałam się, że wspomnienia tak mnie wykończą....Mimo, że to ciągle jeszcze wątek bez złej czarownicy ( czyli Autyzmu).
Ja, jak to ja chciałabym dokładnie napisać co w jakim okresie się działo, aż do części 3., w której już nie będzie tak miło i wesoło, bo moja depresja itp, itd. W końcu diagnoza i już z górki.
 Mam nadzieję, że rozumiecie,wybaczycie i poczekacie jeszcze na kolejne wpisy. Nie chcę tego odfajkować.


Część 2 bajki już dziś wieczorem :)

Uwielbiam pisać- kiedyś pamiętniki ( więc i tu, na Pszczółkowym blogu będzie zakładka pt. "kartki z pamiętnika"). To wszystko wymaga jednak czasu, który ostatnio ucieka mi szybciej niż dotąd. Może dlatego, że teraz próbuję uszczknąć go troszkę dla siebie i jeszcze, żeby Maja na tym nie traciła- dlatego zamiast siedzieć przy kompie, wolę się z Nią pobawić, wyjść na dłuższy spacer( pogoda nam tej jesieni wyjątkowo sprzyja ) i pośpiewać lub zwyczajnie poprzytulać przed snem ( Nasze kołysanki- utulanki), co ostatnio( zwłaszcza po zmianie czasu na zimowy), kończy się tym, że budzimy się razem rano i w głowie mam " no i znów nie napisałam nic na blogu......"
Poza tym niestety wychodzi moja chęć dopięcia wszystkiego na ostatni guzik ( czyt. Nie wrzucać na bloga krótkich postów, mają być dokończone i ładne, czyli kolorowe, ze zdjęciami itp.). Jak nic, Maja ma perfekcyjność po mnie. Jak czegoś nie umiemy na 6, to nie podejmujemy się tego, nie lubimy......Wszystko albo nic- takie skrajnistki :). Ostatnio nauczyłam się trochę luzować, Maja też zrobiła w tym zakresie kolosalne postępy. Ale o tym już wkrótce, pędzimy teraz do szkoły. Do zobaczenia wieczorem. Będzie kartka z pamiętnika o staraniach o Maję i ta z dnia kiedy odebrałam wyniki badań potwierdzającą ciążę, czyli uzupełnienie bajki cz. 1. 
Udanego dnia Kochani!!!!!!!

sobota, 1 listopada 2014

Czy to bajka, czy nie bajka.............cz.1.

Dawno, dawno temu (jak to w bajkach bywa) była sobie Para Zakochanych , którzy bardzo pragnęli powitać na świecie swoje upragnione dzieciątko. Zobacz Kartki z pamiętnika.
 Bardzo przykładali się do tego, by już wkrótce przyszło na świat, jednak dopiero życzenie urodzinowe Dziewczyny pozwoliło na to, by ich marzenie się spełniło. 
Oboje przepełniała radość i niesamowite szczęście. Jednak po pewnym czasie Chłopak odszedł, zostawiając swą osłupiałą Dziewczynę z Maleństwem pod sercem. 
Dziewczyna szalała z rozpaczy, bo przecież nie tak miało być...A wspólne wizyty i pierwsze USG?,
A rozmawianie do brzuszka i słuchanie bicia małego serduszka przez stetoskop?
A kąpiele i podawanie Maleństwa do karmienia?, A te wszystkie plany i obietnice?.......
Jak na romantyczkę przystało, wierzyła, że przecież musi być jakiś happy end, że przecież wróci, będzie przy porodzie, zakocha się w Maleństwie od pierwszego wejrzenia i potem będą żyć długo i szczęśliwie.... 
Tak się jednak nie stało...Jej Wielka Miłość Krzysztof Hałacz, ojciec wymarzonego Dziecka przepadł bez śladu.....
Na szczęście Dziewczyna miała przy sobie kochającą Rodzinę i Przyjaciół, dzięki którym kolejne 6 miesięcy ciąży upłynęło bez większych komplikacji ( no może oprócz krwawienia i leków na podtrzymanie ciąży w 4 m-cu ciąży,toksoplazmozy w 7-mym  i zakażeniu pęcherza w 8 m-cu, przy którym podano antybiotyk( nazwę podam jak znajdę).
Minęła zima, wiosna, lato i przyszła piękna złota jesień- wyjątkowo ciepła tego 2005 roku :)
I tak w piękny październikowy poniedziałek 10.10.2005r. (termin porodu był wcześniej zaplanowany ze względu na stan zdrowia Dziewczyny-wcześniejsza operacja mózgu z 1995r. wykluczała poród naturalny)  o godzinie 11:15 na  świat przyszła piękna i zdrowa( 10 pkt w skali Apgar) Dziewczynka, którą pierwsza zobaczyła Babcia Ela,  będąca przy swojej Córce w każdej ważnej chwili jej życia.
 Dziewczyna czując dłoń Mamy na swojej dłoni czuła się bezpieczna i taka szczęśliwa!!!!!
Pierwsze zdjęcie Pszczółki, kilka minut po porodzie :)
Na ZAWSZE razem :)

Babcia Ela tuli swój Skarb :)
Z Wujkiem Piotrusiem- Tatą Chrzestnym :)
Z Dziadkiem Marianem i Wujkiem Krzysiem-11 października :)


piątek, 31 października 2014

Przez tel. trudno się pisze :{

Jesteście wielcy Kochani!!!! Dziś zamelduję tylko, że jesteśmy u najukochańszych na świecie Dziadków Majeczki, czyli u moich  kochanych Rodziców w Niedźwiedziu ( prawda, że urocza nazwa warmińskiej wioseczki? ).
Mam ze sobą wszystkie potrzebne materiały do następnego wpisu o rozwoju Mai w kolejnych latach i jutro na spokojnie napiszę jak Pszczółka już  będzie drzemała po poobiednim spacerze. 
Na groby się w tym roku nie wybieramy, bo troszkę mnie grypa żołądkowa rozłożyła, ale nie ma tego złego......, przynajmniej poczytam znajome blogi i napiszę nowe posty :) 
Uważajcie na siebie w podróży, bo wariatów na drodze nie brakuje( doświadczyłam dziś kilka razy, cudem unikając kraksy) i wracajcie do domów cali i zdrowi.

Wstyd mi bardzo......

Kochani Moi, wierni czytelnicy!!!!!

Wchodząc wczoraj na bloga oniemiałam z niedowierzania.....Nie mogłam uwierzyć, że codziennie tak wiele osób czyta o Mai i chce czytać więcej i więcej..... Tylko w październiku ponad 15 tysięcy wejść( dokładnie 15 581), dziś już 185, wczoraj 739.  A przecież tak dawno mnie tu nie było z różnych powodów, o których napiszę w najbliższym poście. Dzisiejszy to zapowiedź, że nie zamierzam uśmiercić mojego bloga, przeprosiny za długie oczekiwanie na kolejny wpis i podziękowanie, że jesteście i mam dla kogo pisać :)
W najbliższym czasie napiszę o:
- wakacyjnych przygodach  Pszczółki( oczywiście będą zdjęcia, które przeniosą nas choć na chwilę w cieplejszy klimat),
- śmiesznym przekręcaniu wyrazów i świecie oczami Mai,
- Co było przed Autyzmem, czyli pierwsze spostrzeżenia , że coś nie tak.....,
- Opinie i postępy Mai od przedszkola, czyli 2008 rok, aż do czerwca 2014r.,
- Trochę o biegającej mamie, czyli Pszczółka fruwa, a Mama biega:).

Jak sami widzicie tematów nie zabraknie, oby tylko czas i możliwości napisania były :)
Pozdrawiam i do zobaczenia :)

czwartek, 26 czerwca 2014

Czy wrócą..........

Czesanie i mycie włosów Pszczółkowych... to jest dopiero wyzwanie. Boli Ją już dotyk pojedynczego włosa, a kiedy trzeba poczesać całość, to krzykom nie ma końca.... O wizycie w "prawdziwym" salonie fryzjerskim na razie możemy tylko pomarzyć, więc końcówki ścinam Mai sama  w domu, uprzednio zajmując Ją czymś ciekawym, jak na przykład gry edukacyjne na laptopie, które uwielbia. Mycie włosów, to jeszcze inna historia, powiem tylko, że w niedzielne wieczory nie przychodzą już do nas sąsiedzi słysząc dobiegające wrzasko-wołanie na pomoc. Wszyscy wiedzą, że Maja myje włosy......Ale teraz o czesaniu.....
Wczorajszego ranka, jak co dzień posadziłam Maję na taborecie przed telewizorem i poprosiłam o podanie szczotki.
- Mamo, ale bez szczotki, tylko poprawisz ręką-licytowała się moja cwaniara.
- Wczoraj poprawiałyśmy Kochanie, więc dziś już trzeba poczesać, bo będziesz miała gniazdo na głowie- próbowałam delikatnego zastraszenia.
- Takie z ptakami Mamuniu? Gołąbki i sikorki zamieszkają i malutkie pisklaki?- nie dowierzałam własnym uszom słysząc to pytanie. 
- Ty mnie Słonko nie zagaduj, bo się spóźnimy do szkoły, dawaj szybciutko tę szczotkę, chyba chcesz być piękna?- poganiałam.
-No dobrze, dobrze, ale bez odżywki i psikania- dostałam w końcu zgodę Panienki mej.
-Ojej- wyrwało mi się po zakończeniu czesania.
- Co się stało Mamuniu, dobrze się czujesz?- dopytywała Maja zaniepokojona.
- Nic, nic Słoneczko, tylko strasznie dużo włosów Ci wyszło- uspakajałam.
Zaległa dłuższa cisza, ale niemal słychać było jak intensywnie Maja myśli o tym co usłyszała.
- Hmmm.....Wyszły, ale wrócą!!!????- ni to stwierdziła ni zapytała, a ja omal nie zsikałam się ze śmiechu.
-Wrócą Kochanie, wrócą- urosną nowe, a teraz szybciutko do Złotka, szkoła czeka na Ciebie.
- I Pani Ania i Chłopaki i Dorota?- zdziwiłabym się gdyby nie dopytała się Dziewczynka Moja :)
Całą drogę do szkoły wypytywała się Maja o te swoje włosy, gdzie poszły i kiedy wrócą. Jakież było moje zdziwienie, kiedy usłyszałam:
-Mamunia, a Wujka Krzysia włosy też wyszły?
- Nie Majusiu, Wujek Krzysiu ogolił się na łyso, bo tak mu wygodnie.- wyjaśniałam.
- Nie Mamo, Wujka włosy wyszły- pobiegać- nie dawała za wygraną Pszczółka.
I co Wy na to? Jak Wam wyjdą włosy, nie martwcie się-WRÓCĄ :):):):

wtorek, 1 kwietnia 2014

Blondynka na starcie :)

Wiem, że czekacie na wieści o Mai, Jej śmieszne przygody i rozmowy, ale dziś jeszcze o mnie(mam nadzieję, że będzie równie zabawnie o ile lubicie kawały o blondynkach).
O Mai napiszę wieczorem, a teraz podzielę się z Wami emocjami po moim pierwszym półmaratonie.
Było naprawdę cudownie!!!! A przy tym wesoło już od momentu odbierania pakietów startowych.
Będąc na Stadionie Narodowym  z Olą(koleżanką, która zrezygnowała z bicia swoich rekordów czasowych, aby mi towarzyszyć w moim pierwszym poważnym starcie-OLA, jesteś wielka!!!), postanowiłam zrobić sobie test sprawnościowy, który wypadł nawet nieźle, co podbudowało mnie na duchu, że jutro dam radę, skoro moje mięśnie mają się lepiej niż myślałam :)
Jeszcze tylko sweet focia przed Stadionem Narodowym, na którym nigdy dotąd nie byłam i już za chwilę jechałyśmy do domu Oli. Byłam ciekawa spotkania z Jej Rodzinką, z którą widziałam się tylko raz w ostatnie wakacje. Pyszny obiad i próba wyciągnięcia Tymka na spacer do lasu. I tu zaczynają się śmieszne rzeczy.
Dzieciaki niezbyt chętne do wyjścia na spacer, choć pogoda cudna, więc przekonuję 10-latka z Zespołem Aspergera:
- Tymek, chodź pokażesz mi  wasz las, bardzo bym go chciała zobaczyć i Wisłę, a jak przyjedziesz do Olsztyna to też pójdziemy na fajną wycieczkę do lasu i mamy tam fajne jeziora, w których można się kapać- zachęcam.
Musielibyście zobaczyć moją minę, kiedy usłyszałam:
- Nie ufam obcym ludziom, którzy chcą mnie zaprowadzić do lasu- Tymek najspokojniej w świecie odpowiedział, czym zaskoczył mnie i zachwycił jednocześnie.
Maja  dla porównania z chęcią poszłaby na spacerek do lasu raczej z każdym, chyba że akuratnie nie miałaby nastroju na to- co prawdę mówiąc przeraża mnie. Ta Jej ufność w dobre intencje innych ludzi może być niestety zgubna. Póki co ja jestem zawsze obok i ciągle staram się tłumaczyć w przystępny sposób co można , a czego nie. 
- Dobrze, ze nie nazwał Cię zboczeńcem, bo tylko zboczeńcy zapraszają obce dzieci do lasu:)- wyjaśniła Ola, a ja w duchu pogratulowałam sobie schludnego ubrania bez moich ulubionych dekoltów :)
Wspólny spacer( Mila I Tymek dali się jednak namówić, by wyjść z nami i psem) rozleniwił nas i trochę zmęczył, kiedy więc po kolacji przyszło do przygotowywania ubrań, plecaków i tego co zabieramy na bieg, byłyśmy już z Olą porządnie zmęczone i mało kontaktowe.
Jakoś tak dziwnie mam czasem, że  w sytuacjach stresowych dostaję głupawki, albo wpadam na dziwne pomysły, takie jak ten, by oprócz uprasowanej chusteczki na głowę( no przecież muszę ślicznie wyglądać i czuć się), zażyczyłam sobie uprasowania mojego numeru startowego, który wydał mi się nie dość idealny(jakby w ogóle ktoś miał na to zwrócić uwagę.....:). Ola za moment podała mi pięknie odprasowaną chusteczkę i za chwilę, już bez uśmiechu na twarzy, to co z mojego numeru zostało...
Biedna Ola strasznie się tym przejęła, a ja najzwyczajniej w świecie skwitowałam:
-  Ot i blondynka na starcie....
Całe szczęście, że chip, który monitoruje czas biegu, nie był tym razem w numerze startowym, lecz wiązany do buta, bo byłoby po zawodach......Znam osoby, które przejęłyby się takim stanem rzeczy i nie pobiegłyby, biorąc to za zły omen, za symbol spalonego biegu, ale nie ja, o nie.
Za bardzo chciałam pobiec i mocno doceniałam towarzystwo Oli, która zresztą zachowała zimną krew i od razu miała pomysł na zrobienie mi nowego numeru, w czym pomógł też mąż Oli- dzięki Krystian :)
 Grzecznie położyłyśmy się spać ok 22-ej, pamiętając o jutrzejszej zmianie czasu.
Rano śniadanie zapewniające odpowiednią dawkę energii na bieg i droga na Stadion Narodowy, a tu tłumy biegaczy z różnymi kolorami skóry, mówiący w przeróżnych językach, młodsi, starsi, dzieci, osoby na wózkach- NO CZAD!!!!!!!!!!!!!!!
Pogoda cudowna, słoneczko przygrzewa (co dawało się już trochę we znaki na 16 km. Ale wcześniej odwiedzenie toalet i marsz na metę, gdzie ustawić miałyśmy się w odpowiedniej strefie czasowej.
Analizując swoje wcześniejsze dłuższe wybiegania, oceniłam , że te 21, 97 km zrobię w czasie 2:20 min do 2:49 min .Tak też początkowo stanęłyśmy.
 Popatrzyłyśmy po sobie i stwierdziłyśmy, że raczej damy radę szybciej, więc do przodu na 2:10.
I to była bardzo dobra decyzja, bo w efekcie biegłyśmy i tak dużo przed tymi balonikami, ale najpierw start :), a na nim kilka smsów ze słowami wsparcia od Przyjaciółek i oczekiwanie na drugi strzał- po pierwszym ruszyli najszybsi, zwani przeze mnie "czerwonymi".Za nimi stali "żółci" i "zieloni", czekając na drugi strzał sygnalizujący nasz start.
Pierwsze 10 km biegłam w bezpiecznym dla mnie zakresie tętna, pilnując oddechu i tego jak stawiam stopy, oraz pracy rąk.Wydawało mi się, że biegniemy dosyć wolno, jednak Ola widząc to z boku i mając większe doświadczenie stwierdziła, że w tłumie biegnie się szybciej, adrenalina tak działa, że nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego, że już na starcie możemy się spalić. Nie podziałała na nas motywująco informacja, że pierwszy zawodnik właśnie ukończył bieg...
- O rany, a my dopiero w połowie jesteśmy Ola- jęknęłam z podziwem i rezygnacją trochę.
- Nie martw się, to Kenijczycy, oni mają inną wydolność płuc, meeega długie nogi, dobrze biegniemy, jestem z Ciebie dumna!- uspakajała Ola.
Myśląc o swoim starcie wcześniej, po przeczytaniu kilku książek  o maratonach i na forach biegowych, zakładałam biec początkowo bardzo wolno, traktując pierwsze kilometry jak rozgrzewkę( której nie lubię robić przed bieganiem, bo wydaje mi się, że mnie zmęczy).
 Kiedy biegam zupełnie się wyłączam, koncentruję się tylko na technice biegu, tętnie, oddechu, kiedy więc Ola w ramach połączenia biegu ze zwiedzaniem Warszawy zadała mi pytanie, czy wiem co za pomnik właśnie mijamy po lewej stronie, wypaliłam:-Warszawska Syrenka:)
Biegłam w okularach, zamyślona, zupełnie nie zwracając uwagi na to co po bokach się dzieje i ową "syrenkę" dostrzegłam w ostatniej chwili :) Oczywiście, kiedy tylko usłyszałam samą siebie, od razu wiedziałam że to Nike, ale słowa już wyszły z mojej buzi, więc pozostało znów Blondynki pogrążyć...
Biegniemy dalej, zmęczenie trochę już daje się we znaki, gdy  nagle słychać dźwięki orkiestry przed jakimś budynkiem po prawej stronie. 
Rzuciłam kątem oka na muzyków i tylko na nich, bo przecież wszystko inne nie jest istotne dla mnie -tylko bieg. Ale nie dla Oli, która zapewne myślała, że odwracanie mojej uwagi od biegu pomoże mi i miała rację, bo śmiałam się sama z siebie, kiedy Pałac Prezydencki był dla mnie Muzeum Narodowym, które zresztą mijałyśmy wcześniej....
Pałac Prezydencki
Muzeum Narodowe
Całą drogę śmiałam się sama z siebie z tych gaf i już wyobrażałam sobie miny moich Rodziców, gdy się o tym dowiedzą....
- Matko, mam nadzieję, że nie będziesz się tym chwaliła, kobieta po studiach wyższych, a nie wie takich podstawowych rzecz.... - powiedziałaby Mama.
No cóż, widocznie mamy zupełnie inne postrzeganie dotyczące podstawowych rzeczy i tego co powinnam wiedzieć czy umieć..
.Mnie natomiast rozśmieszyły rady Rodziców przed moim wyjazdem do Warszawy.
- Tylko w sobotę przed biegiem nie przestawiaj żadnych mebli, ani nie schylaj się, musisz być wypoczęta przed startem.- doradzała Mama.
- I pamiętaj, jak już nie będziesz mogła biec, to zatrzymaj się - troskliwie dodawał Tata .
- No raczej......- pomyślałam, oczyma wyobraźni widząc minę Oli, kiedy zabieram się za przestawianie mebli w Jej domu, albo siebie, kiedy nie daję rady już biec i czołgam się do mety.....:)
W czasie biegu dwukrotnie korzystamy z wody podawanej na trasie, bananów nie zdążyłam zauważyć, jak to ja...:)
- Monia, ja muszę do toalety, a Ty?- pyta już na ostatnich kilometrach Ola.
-Kurde, no przydałoby się- myślę sobie-ale to zabierze mi czas. Co robić?
- Monia, ale ty biegnij jak nie musisz- Ola instruuje,a ja już wiem, że muszę-teraz, natychmiast....
Trudno, stracę kilka minut, ale przecież nie zsikam się w majtki, a tym bardziej nie chcę biec bez Oli, a dodatkowo wiem, że z pełnym pęcherzem nie dam rady przyspieszyć na końcówce....Na szczęście dwie toalety były wolne, zupełnie jakby czekały na nas :).
To, jak różne rzeczy różnie działają na poszczególne osoby, to już w ogóle inna sprawa... Na ostatnim kilometrze zaskoczyłam samą siebie. Gdy z daleka zobaczyłam Stadion, spodziewałam się, że meta jest już tuż, tuż. Tym bardziej że mój pulsometr zaczął nagle pokazywać niebezpieczne tętno185...
Ola widząc widocznie więcej niż chciałąm pokazać,próbowała wzmacniać mnie
-Monika, zobacz tam po prawej już jest meta, jeszcze tylko 800 m"
 Podziałało to na mnie inaczej niż zakładała Ola. Nagle poczułam, że zwalniam, że nie dam rady przyspieszyć, że przy  pobliskiej karetce pogotowia nogi odmówią mi posłuszeństwa... 
I nagle okazało się, że mijam karetkę i nadal biegnę, ale już z głową odwróconą w przeciwną stronę do mety- nie chcę widzieć ile mam jeszcze do przebiegnięcia..
- Monika, jeszcze tylko 500 m, damy radę- dopinguje Ola, po czym proszę Ją żeby już nic do mnie nie mówiła...
Umówiłyśmy się, że na metę wbiegniemy razem, trzymając się za ręce i nagle na ostatniej długiej prostej, kiedy widzę zegar odmierzający każdą sekundę dostaję takiego powera, ze do tej pory nie wiem jakim cudem nagle w człowieku zbiera się tyle siły, by dać czadu, by być o te kilka sekund lepszym..
OLA, zawsze będę pamiętała Nasz bieg, Twoje wsparcie i poczucie bezpieczeństwa, bo na każdym etapie poczynając od odbioru pakietów startowych, kończąc na odprowadzeniu na kolejkę przed moim wyjazdem ze stolicy, miałam CIEBIE :)
Kiedy jeszcze pół roku wcześniej ktoś powiedziałby mi, że pobiegnę w półmaratonie, popukałabym się w głowę. 
Bieganie tak dla siebie i owszem, myślałam- ale po od razu się z kimś ścigać, płacić jeszcze za to....
Teraz już wiem, że połknęłam bakcyla i szukam już kolejnych biegów, a we wrześniu może nawet pokuszę się o maraton, czyli 42,195 km....Wcześniej Biegnij Warszawo, potem Bieg Niepodległości....CUDNIE!!!!

A jutro DZIEŃ ŚWIADOMOŚCI AUTYZMU:) Przybywajcie tłumnie z dzieciakami, przyjaciółmi, znajomymi mniej lub bardziej.  Zaproście waszych terapeutów, nauczycieli, lekarzy i wszystkich, których nie powinno zabraknąć w ten dzień. Jedyny taki. Niebieski i roztańczony.
Niech świat przeciera oczy ze zdumienia widząc naszą siłę:)
Autyzm to nie koniec świata!
2 kwietnia, godz. 20.
Warszawa, plac Defilad ...
Łódź, plac Dąbrowskiego
Olsztyn, Stare Miasto
Poznań, plac Wolności

Gliwice, Plac Krakowski