niedziela, 29 lipca 2012

Przewrócona.....

- Babciu, jestem przewrócona,  boli kolanko, pocałujesz? - żaliła się dziś Maja Babci Eli przez telefon.
Przewróciła się wracając z placu zabaw, bo jak zwykle nie patrzyła pod nogi tylko w niebo lub na ptaki siedzące na gałęzi drzewa. Ostatni taki upadek zaliczyła w środę i poważnie się martwiłam czy nie skończy się gipsem czy innym usztywnieniem w kostce, bo rozpaczała tak, że cała ulica chyba Ją słyszała i nie mogła stanąć na lewej nóżce. Łkała i zawodziła:
- Mamooooo, noga mi się rozgoiła, weszłam do dużych kłopotów!!!!!!!!!!!
Po całonocnych okładach z altacetu i tysiącu pocałunków złożonych przeze mnie na miejscu owego "rozgojenia", rano zawiozłam Ją do przedszkola, gdyż podejrzewałam, że troszkę przesadza. 
Umówiłam się z paniami z przedszkola, że gdyby rzeczywiście było źle to po Nią przyjadę. 
Nie było takiej potrzeby, gdyż moje podejrzenia okazały się słuszne, o czym miałam okazję przekonać się na własne oczy popołudniu. Gdy otworzyłam drzwi świetlicy, ujrzałam Maję biegnącą jak gdyby nigdy nic do koleżanki. Nie widziała mnie, gdyż była do mnie tyłem, ale jak tylko  zauważyła, momentalnie zaczęła utykać. Dowiedziałam się, że tak samo było przed południem, kiedy wyszli z całą grupą na plac zabaw.
Maja pierwsza była na każdej zjeżdżalni i huśtawce ale w drodze powrotnej do przedszkola już utykała. SPRYCIARA,  KŁAMCZUSZEK!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Niestety ostatnio tych upadków jest coraz więcej i pamiątek po nich w postaci siniaków. Nic nie daje moje gadanie.- Maju uważaj, patrz pod nogi jak idziesz.
- Dobrze Mamo-  i za chwile zderzenie z latarnią albo ze śmietnikiem lub autem zaparkowanym na chodniku.
- Zobacz, jestem galopem i kłusem!!!!! - krzyczy rozbawiona i skupiona na byciu koniem
A ja  w ostatniej chwili łapię Ją za rękaw, bo galopuje wprost na ulicę pod rozpędzony samochód. 

Tak sobie myślę, że właśnie najbardziej uciążliwe w autyzmie jest właśnie ta nieprzewidywalność.
Kiedy wydaje mi się, że już zaczyna rozumieć pewne zasady, nagle okazuje się po miesiącu, że to było przypadkowe, raczej "wytresowane". Że nie myśli o niebezpieczeństwie, a już z całą pewnością nie umie go przewidzieć. Co z tego, że wie, że przez ulicę przechodzi się na  pasach dla pieszych, kiedy uważa, że choćby wpadła na nie z rozpędu, to auta zatrzymają się, bo przecież Ona przechodzi.......
- Mamo nie bądź martwa i przykra- usłyszę zaraz,  kiedy zobaczy moją zmartwioną minę i usłyszy, że jest mi przykro.
- Możesz kochać Maję swoją Córeczkę?- dopyta się jeszcze . I jak się na Nią gniewać, no jak?
A tu trzeba przytulić i jeszcze zachować kamienną twarz, by zrozumiała powagę sytuacji i mieć nadzieję, że zrozumie jak będę Jej tłumaczyła, że " to niebezpieczne, samochód może Ją zabić i wtedy ja będę mocno zmartwiona i będę płakała".
- Mamusiu, nie jestem zabita, nie będziesz martwa i płakała!!!- z radością oznajmia moje "uświadomione" Dziecko i uważa sprawę za zakończoną.





4 komentarze:

  1. nie bądź martwa i przykra- dobre! będę to sobie powtarzać przy zmartwieniach...

    OdpowiedzUsuń
  2. to jedno,za wpisem Bogusi, ale rzeczywiście u nas też wiele rzeczy jest wyuczonych, a zrozumienie... powodzenia i fruwajcie nie za wysoko ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. wypowiedzi Mai urzekają mnie :D

    OdpowiedzUsuń