środa, 22 maja 2013

Nalot?

Dzwonek domofonu zastał mnie na odlewaniu makaronu do jedynej jadanej przez Maję zupy, czyli rosołu.
-Pewnie jajka, marchew, ziemniaki- pomyślałam sobie. Właśnie miałam wychodzić po Maję do szkoły.
- MOPS Olsztyn- usłyszałam zaskoczona.
Słyszałam o takich wizytach od znajomych, ale wydawało mi się, że moja sytuacja jest jasna i nie budzi żadnych wątpliwości. Zrezygnowałam z pracy na rzecz opieki nad niepełnosprawnym dzieckiem, które wymaga stałej, długotrwałej opieki i pomocy w związku ze znacznie ograniczoną możliwością samodzielnej egzystencji oraz konieczności mojego stałego współudziału na co dzień w procesie leczenia, rehabilitacji i edukacji. Maja posiada orzeczenie o niepełnosprawności w którym jasno jest określone, że wymaga takiej opieki. Dołączyłam wymagane zaświadczenia jak również moje podanie o rozwiązanie stosunku pracy na mocy porozumienia stron w związku z koniecznością opieki nad niepełnosprawną Córką. W czym problem?
Nie podjęłam innej pracy, nie uprawiam pola( jak się okazuje są to jedyne możliwe przypadki co do których można byłoby mieć wątpliwości przy podejmowaniu decyzji o przyznaniu świadczenia pielęgnacyjnego).
Pytania jakie zadawała mi Pani z MOPS były czasem upokarzające i bez sensu. Bo jaki wpływ na przyznanie mi tego świadczenia ma to czy ktokolwiek w mojej Rodzinie był kiedykolwiek karany lub miał założoną niebieską kartę? Jestem w tej szczęśliwej sytuacji, że mam  Rodzinę, która nigdy nie miała takich problemów, ale gdyby któryś z moich Braci był narkomanem lub alkoholikiem to co, nie dostałabym tego świadczenia?
A pytanie "czy rodzice lub bracia nie mogą zajmować się Mają by mogła pani podjąć pracę?" rozwaliło mnie na łopatki. Dlaczego niby mieliby to robić???Mają swoje domy, rodziny, pracę...To znaczy, że mają nie pracować, bym ja mogła pracować i nie pobierać świadczenia???
BEZSENS TOTALNY!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Na pytanie co robię gdy Maja jest w szkole, powiedziałam, że po zrobieniu obiadu, zakupów i innych koniecznych rzeczy między innymi piszę bloga, by móc poznawać innych rodziców mających dzieci z autyzmem, dowiadywać się więcej o terapiach. Na to Pani pyta "aha to zrezygnowała pani z pracy, żeby pisać bloga?"...
Następne pytanie "czy ktoś z sąsiadów nie mógłby zająć się dzieckiem bym mogła zrobić popołudniu zakupów". Po prostu brak mi słów. Te Panie nie miały chyba nigdy do czynienia z Autystą........Jak mogę zostawić Maję z kimś obcym, kto Jej nie zna i Ona nie zna tej osoby? A zresztą, dlaczego mam zajmować czyjś czas, prosić kogoś o coś, przecież to moje życie i mój problem. Co to w ogóle za podrzucanie dziecka gdziekolwiek się da!!!
Następne pytanie o zarobki i czy opłacało mi się dojeżdżać do pracy....Zgodnie z prawdą odpowiedziałam, że nie opłacało się prawdę mówiąc, ale bardzo chciałam wrócić do pracy po urlopie wychowawczym i było tak, że 9 października skończył mi się urlop wychowawczy, a 10 października podjęłam pracę.
Niestety po 7 miesiącach okazało się, że nie da się tego pogodzić, bo cierpi na tym Maja i Jej terapie(z części tych , które ma zapewnione w Placówce nie była w stanie skorzystać właściwie, a tych, które mogła mieć po zajęciach po prostu nie miała bo nie było na to czasu i nie była już totalnie w stanie).Mamy przyznaną hipoterapię, na której od kiedy podjęłam pracę nie byłyśmy, bo w w momencie jej rozpoczęcia ja dopiero dojeżdżałam po Maję do szkoły...
Ciągle zmęczona (nic dziwnego, każdy byłby wstając o 5 rano) i popędzana (bo mamusia musi zdążyć do pracy, bo po pracy trzeba posprzątać, ugotować na drugi dzień itp). Pytanie było podchwytliwe, Pani chciała sprawdzić czy przypadkiem nie zrezygnowałam z pracy bo za mało zarabiałam, a bardziej opłacało mi się być na świadczeniu.....Że może wcale nie chodzi o zajmowanie się dzieckiem tylko o to by wyciągnąć kasę od Państwa a samemu wypoczywać.....Czy to znaczy, że rodzic dziecka niepełnosprawnego ma zawsze z jęzorem na brodzie walczyć z wszystkimi przeciwnościami losu, urzędami, urzędnikami i pracodawcami, którzy notabene nie chcą takich osób zatrudniać. Pani zapytała mnie również " czy nie mogę podjąć pracy w Olsztynie, żeby nie trzeba było dojeżdżać. Chyba nie jest tajemnicą, że pracodawcy niezbyt marzą o pracownikach mających małe dzieci, bo nie są to pracownicy dyspozycyjni, a cóż dopiero o tym, że dziecko pracownika jest niepełnosprawne?Wiadomo, będzie się zwalniać, jeździć do sanatorium, na terapie i takie tam....JA TEGO NIE ROZUMIEM!!!!
Będąc w Warszawie na spotkaniu w Sejmie dowiedziałam się, że spełniam wszystkie kryteria przyznania mi świadczenia pielęgnacyjnego i to co się dzieje w Olsztynie nie mieści się w głowie. Te naloty w domach, by sprawdzić czy matka czasem nie ogląda telewizji itp..............