niedziela, 29 lipca 2012

Przewrócona.....

- Babciu, jestem przewrócona,  boli kolanko, pocałujesz? - żaliła się dziś Maja Babci Eli przez telefon.
Przewróciła się wracając z placu zabaw, bo jak zwykle nie patrzyła pod nogi tylko w niebo lub na ptaki siedzące na gałęzi drzewa. Ostatni taki upadek zaliczyła w środę i poważnie się martwiłam czy nie skończy się gipsem czy innym usztywnieniem w kostce, bo rozpaczała tak, że cała ulica chyba Ją słyszała i nie mogła stanąć na lewej nóżce. Łkała i zawodziła:
- Mamooooo, noga mi się rozgoiła, weszłam do dużych kłopotów!!!!!!!!!!!
Po całonocnych okładach z altacetu i tysiącu pocałunków złożonych przeze mnie na miejscu owego "rozgojenia", rano zawiozłam Ją do przedszkola, gdyż podejrzewałam, że troszkę przesadza. 
Umówiłam się z paniami z przedszkola, że gdyby rzeczywiście było źle to po Nią przyjadę. 
Nie było takiej potrzeby, gdyż moje podejrzenia okazały się słuszne, o czym miałam okazję przekonać się na własne oczy popołudniu. Gdy otworzyłam drzwi świetlicy, ujrzałam Maję biegnącą jak gdyby nigdy nic do koleżanki. Nie widziała mnie, gdyż była do mnie tyłem, ale jak tylko  zauważyła, momentalnie zaczęła utykać. Dowiedziałam się, że tak samo było przed południem, kiedy wyszli z całą grupą na plac zabaw.
Maja pierwsza była na każdej zjeżdżalni i huśtawce ale w drodze powrotnej do przedszkola już utykała. SPRYCIARA,  KŁAMCZUSZEK!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Niestety ostatnio tych upadków jest coraz więcej i pamiątek po nich w postaci siniaków. Nic nie daje moje gadanie.- Maju uważaj, patrz pod nogi jak idziesz.
- Dobrze Mamo-  i za chwile zderzenie z latarnią albo ze śmietnikiem lub autem zaparkowanym na chodniku.
- Zobacz, jestem galopem i kłusem!!!!! - krzyczy rozbawiona i skupiona na byciu koniem
A ja  w ostatniej chwili łapię Ją za rękaw, bo galopuje wprost na ulicę pod rozpędzony samochód. 

Tak sobie myślę, że właśnie najbardziej uciążliwe w autyzmie jest właśnie ta nieprzewidywalność.
Kiedy wydaje mi się, że już zaczyna rozumieć pewne zasady, nagle okazuje się po miesiącu, że to było przypadkowe, raczej "wytresowane". Że nie myśli o niebezpieczeństwie, a już z całą pewnością nie umie go przewidzieć. Co z tego, że wie, że przez ulicę przechodzi się na  pasach dla pieszych, kiedy uważa, że choćby wpadła na nie z rozpędu, to auta zatrzymają się, bo przecież Ona przechodzi.......
- Mamo nie bądź martwa i przykra- usłyszę zaraz,  kiedy zobaczy moją zmartwioną minę i usłyszy, że jest mi przykro.
- Możesz kochać Maję swoją Córeczkę?- dopyta się jeszcze . I jak się na Nią gniewać, no jak?
A tu trzeba przytulić i jeszcze zachować kamienną twarz, by zrozumiała powagę sytuacji i mieć nadzieję, że zrozumie jak będę Jej tłumaczyła, że " to niebezpieczne, samochód może Ją zabić i wtedy ja będę mocno zmartwiona i będę płakała".
- Mamusiu, nie jestem zabita, nie będziesz martwa i płakała!!!- z radością oznajmia moje "uświadomione" Dziecko i uważa sprawę za zakończoną.





Dom na plecach.

Jestem. Tyle się fajnych rzeczy wydarzyło po powrocie ze szpitala, że aż ciężko było zasiąść do kompa,  by to wszystko opisać. Miałam zamiar napisać jak Maja  zniosła moją nieobecność itp.
Ale przed chwilą omal nie posikałam się ze śmiechu i MUSZĘ Wam to napisać na dobry początek dnia.
Sposób pojmowania rzeczywistości przez moją Córcię jest niesamowity:)
Od kilku dni robię segregację starych gazet zabranych z poprzedniego mieszkania. Jestem chomikiem gazetowym i trudno jest mi się rozstać na przykład z każdym egzemplarzem "Wróżki", którą czytam od lat i lubię wracać do interesujących publikacji wieczorami. Teraz, kiedy jest internet i blogi, coraz mniej, ale stare przyzwyczajenie pozostało.
I właśnie w takim starym egzemplarzu Maja znalazła fotografię pary kochającej się od tyłu. Pan leżał na pani "na łyżeczkę"w miłosnym uścisku.  Jak odebrała to Maja? 
-Mamo, zobacz dom na plecach!!!!!!!!!!!!!!!!!!- krzyczy moje Dziecię.
- Gdzie Kochanie ten dom?- pytam.
-Tu, chodź zobacz!!!!
Na sto procent byłam pewna, że chodzi Jej o żółwia albo ślimaka, bo ostatnio zadaje mi takie zagadki:" kto to jest, dom na plecach i jest powolny?.To żółw Mamo!"
Chyba nie muszę już pisać, jaka była moja reakcja? Zresztą napisałam na wstępie..
Dom na plecach, powolny, HAHAHA!!!!!!!


piątek, 13 lipca 2012

Mama idzie do szpitala.

Jest 14:30.  Za 2 godziny odbiorę Maję z przedszkola i cieszę się, bo będzie wesoło!!!
Przeczytałam Wasze komentarze i na moment odszedł mi stres. Czemu się denerwuję? 
W poniedziałek idę do szpitala na kilka dni badań i ciągle nie wiem czy powiedzieć Mai prawdę, czy zmyślić, że np. Mama idzie do szkoły?  Szkoła do tej pory świetnie zdawała egzamin, kiedy wyjeżdżała do Dziadków na weekend. No tak, ale może rozumie już, że jak Mama miała egzaminy i był koniec szkoły, to po co znów tam wraca?
 A jak usłyszy rozmowę telefoniczną Babci, że jest u Nich, bo ja jestem w szpitalu????
POWIEM PRAWDĘ, tak będzie lepiej.
Spakowałam już Ją i siebie, wszystko czeka w samochodzie. Na wypadek  marudzenia czy płaczu Majeczki zaopatrzyłam się nawet  w prawdziwy stetoskop, który posłuży mi jako rekwizyt do pokazania jakie badania będę miała w szpitalu. Jak dziś zacznę Jej pokazywać, to może do poniedziałku się oswoi.....Przed nami weekend u Dziadków, ze zwierzętami i blisko natury, więc jeszcze dużo fajnych sytuacji może się zdarzyć i ciekawych dialogów w wykonaniu mojej Pszczółki. Zapiszę je gdzieś na kartce, by podzielić się z Wami.  Niestety, po ostatnim uderzeniu pioruna u Dziadków internet nie działa

Nie wiem czy będę miała dostęp do sieci w szpitalu, więc pewnie napiszę dopiero po powrocie do domu.
Ściskam Was i życzę udanych wakacyjnych dni i odpoczynku oraz uśmiechu!!!!!




czwartek, 12 lipca 2012

Nierówna....



- Mamo, jesteś nierówna!!!!!!! - woła Maja przyglądając mi się.
 - Tak? A gdzie ta nierówność Rybko? - Pytam zaskoczona. Słowa "nierówna" użyła po raz pierwszy. Może spodobało Jej się "niełatwe" ? .
.....KOCHANI, ZJADŁO MI WIELKĄ CZĘŚĆ TEGO POSTA.POSTARAM SIĘ GO ODZYSKAĆ I WSTAWIĘ.
   
Wyciągając Ją z wanny, trzeba też zachować kolejność wycierania:
- Najpierw prawusa, potem lewusa - mówi podając obie ręce.
-teraz brzuche:):):), plecy i nóżki i uratuj Majeczkę -  dodaje i hop mi na ręce. 
Na koniec naszego dnia-  lekarstwa z bondi( ulubiony deserek będący jednocześnie kolacją), mycie zębów, rozczesywanie włosów magiczną szczotką, kołysanki-utulanki lub książeczka, wyznania miłosne  i o ile nie zasnę, zajrzę tu jeszcze później.   








środa, 11 lipca 2012

Laptopek idzie spać.

Najpierw o wyniku rozmów o paleniu papierosów. Dziecko moje  twierdzi, że palenie jest .....NIEŁATWE..... Sto razy mówiłam, że jest niezdrowe. No tak, ale skoro nie pozwoliłam mówić, że jest chore....Niezdrowe i chore znaczy dla Mai to samo. Zobaczcie sami.:

W wannie mówi, że jest "wielorybą" , albo "delfiną". To po rozmowie o tym, że jest dziewczynką i mówi się "zrobiłam", "ucieszyłam". Wykombinowała sobie pewnie, że wieloryb i delfin to chłopcy, a skoro Ona ich udaje , to musi zmienić  na formę żeńską. Ta sama zasada dotyczy nadawania imion królikom. Dla Mai królik to chłopiec i wszystkie nasze króliki, niezależnie od płci  mają imiona męskie: Baks, Tadzio, Franek, Henio, Felek itd. Kiedy przywieźliśmy owce i wypakowaliśmy je do zagrody, Tata zapytał czy mamy już imiona dla naszych owiec. Na to Maja:
- Ten owiec to Ignacy.
Dopiero po informacji, że to są owieczki, dziewczynki, od razu nazwała je Monia i Gosia.
Chwile w wannie i w łóżku tuż przed snem to Jej czas na wyznania i przypomnienie nowych wiadomości zdobytych w czasie dnia.To tak, jakby te informacje "wklepywała sobie na twardy dysk swojego komputera-mózgu".
Śpiewa piosenki, powtarza dialogi z dziećmi lub Paniami z przedszkola..To jedyna możliwość dla mnie, by podsłuchując tego, mieć orientację , co się dzieje w życiu mojego Dziecka,  kiedy nie jest ze mną.
Dowiaduję się wtedy miłych rzeczy także o sobie, proszę:



- Maju, koniec pracy na komputerze. Zadzwonił budzik i komputer idzie już spać- powiedziałam Pszczółce po Jej półgodzinnej pracy w programie edukacyjnym dla dzieci.
- Dobrze Mamo, już zamykamy, nacisnę krzyżyk i laptopek wyłączy się, zmęczony- bez dyskusji odpowiedziała.
Na szczęście z budzikiem nie licytuje się i jak dzwoni  to jest to albo koniec czegoś ( oglądanie tv, praca na komputerze, pobyt na placu zabaw,  kąpiel ), albo zapowiedź, że może dostać np. ulubiony deserek, o który prosi niedługo po obiedzie.
- Dostaniesz jak zadzwoni budzik- mówię i nastawiam budzik na 2 godziny później.
 Nie ma krzyku, spokojnie czeka na dźwięk budzika. Ale jak już zadzwoni, to nie ma zmiłuj- natychmiast trzeba dać obiecaną rzecz, bo wtedy to dopiero się zacznie.....
Konsekwencja ułatwia dzieciom życie, wiedzą że NIE oznacza NIE. Szczególnie ważne jest to dla Dzieci z autyzmem, które odbierają wszystko dosłownie. Wszystko byłoby fajnie, gdyby to było równie łatwe dla nas Rodziców. Nie można zmieniać zdania chwilę później, bo to prowadzi do dezorientacji . Przykład tego z wczorajszego wieczoru. Położyłam Maję spać i rozłożyłam laptopa, by napisać post oraz poczytać moje ulubione blogi. Zanim zdążyłam przeczytać na blogu autyzmdzienpodniu.blogspot.com  relację mamy Józia z pobytu w JuraParku , usłyszałam:
- Mamo, laptopek zmęczony, ma spać.Wyłącz!!!!!!!!!!! - i płacz.....
- Córciu, dlaczego nie śpisz?- zapytałam zdziwiona tym, że wstała.
- Maja idzie siku, wyłącz laptopek!
- Dobrze Słonko, chodź siku.
- Ale wyłącz laptopek!!! - uparcie Maja.
Cóż było robić, słowo się rzekło:(
Podreptałyśmy do łazienki, potem do łóżka na kołysanki-utulanki i w rezultacie obudziłam się o 6 rano...

poniedziałek, 9 lipca 2012

Chory papierosek.

Ciekawe, czy ktoś zgadłby, co Maja ma na myśli mówiąc "pani się opala"...
-Mamo, patrz pani się opala- powiedziała  Maja po wejściu do auta dziś rano.
- Gdzie Córciu ta pani?- pytam zdziwiona ,komu się chce opalać po 7-ej rano i to w dodatku między blokami?
- Tu !I zobacz para dyma - Maja na to.
No teraz to już zupełnie nie wiedziałam o co chodzi. Ale jak Maja mówi "para dyma", to przeważnie w sytuacji , kiedy z czajnika leci para. Pomyślałam, że zobaczyła taki obrazek u kogoś w otwartym oknie.
- Dobrze Majeczko, jedziemy do przedszkola.
-Mamo, pani się opala to chore!!!!!!!!!!-  nie dawała za wygraną.
Zdziwiona skąd u Niej takie poglądy, włączyłam nasze włoskie piosenki i ruszyłyśmy do przedszkola.

Poranna sytuacja swoje wyjaśnienie znalazła po powrocie do domu, kiedy na ławce przed blokiem Pszczółka dostrzegła sąsiada palącego papierosa.
-Mamo, pan się opala, to chore. I para dyma- stwierdziła Maja obserwując z zaciekawieniem jak sąsiad puszcza dymka.
-Mamo, czy to chore?- dopytywała się.
- Kochanie, palenie jest niezdrowe- odparłam, mając nadzieję, że takie wyjaśnienie wystarczy Mai.
-Dobrze, Maja przyniesie syropek-Pyrosal.
- Po co ten Pyrosal Słonko?- ciągnęłam ciekawa co powie dalej.
Na to moje troskliwe Dziecko:
- Chory papierosek, trzeba syropek!
Sąsiad omal nie udusił się ze śmiechu.
JAKA ONA FAJNA!!!!!!!!!




niedziela, 8 lipca 2012

Maja i Jej zwierzaki.


Po zamieszczeniu wczorajszego posta o burzy i braku strachu, nadeszła następna, przy której miałam niezłego pietra!!!!.
Chyba pierwszy raz w życiu się jej bałam, bo odgłosy były naprawdę przeraźliwe, szczególnie jeden przypominający rozbicie ogromnego zbiornika ze szkłem.
 Oczywiście siedziałam w oknie  ( Maja smacznie spała i w nosie miała grzmoty i taniec błysków na niebie)   i obserwowałam ten burzowy spektakl,  tym razem ze ściśniętym gardłem. 
Dodatkowo martwiłam się o Przyjaciół, którzy ten weekend spędzali na jachcie,  żeglując po mazurskich jeziorach. Wyobraźnia podsuwała mi obrazy łódki targanej wiatrem i atakujące ją  pioruny. A Oni tacy bezbronni.:( 
Moje obawy co do Przyjaciół na szczęście okazały się  bezpodstawne - wrócili z rejsu w komplecie,cali i zdrowi, ale rano stwierdziliśmy z Tatą, że piorun trafił w drzewo stojące 10 metrów od naszego domu. UFFF, mieliśmy dużo szczęścia po raz kolejny, bo pioruny jakoś szczególnie upodobały sobie akurat to drzewo, powtarzając atak sprzed roku.
Pszczółka rano była bardzo zdziwiona stanem ogródka i porozrzucanymi kawałkami kory drzewa.
Podnosiła je i oglądała, w końcu stwierdziła:
- Mamo, jaki bałagan, musimy posprzątać.
Po czym za moment zapomniała o sprawie i poleciała obrządzać z Dziadkiem swoje zwierzaki.


  -Dziadku, zobaczymy co robią gęsiaki.
Z daleka było fajnie, ale widok gęsi idących  gęsiego powoduje strach w Mai.
Dziwi mnie to trochę, bo lubi ustawiać rzeczy w szeregi...
.No tak, ale co innego jak taki szereg się porusza, gęga głośno  i nie można nad nim zapanować......



















Zupełnie inaczej jest z  królikami-te się nie odzywają, tylko czasem śmiesznie kichają jak się opiją wodą i są "Taaaakie mięciutkie i miłe!!!!"
Tutaj Maja zawsze kieruje swe pierwsze kroki, wołając już od wejścia:
-Dzień dobry króliki, jak się macie?
Witaj, już otwieram:)
Obowiązkowe noski-noski z Baksem
I buziaki też muszą być
Jeszcze trzeba sprawdzić jak rosną małe króliczki
I przywitać się  z ich króliczą mamą
"zrobię nosem jak królik"

I już można odwiedzić Monię i Gosię. Monia miała być Ignacym, ale w końcu dostała damskie imię( po mnie zresztą).




Nie wiem czy Maja myśli, że jak Monia to tylko Mama, w każdym bądź razie  powiedziała  do mnie , że idzie do mamy........
Stanąwszy przy Moni mówi:
-  cześć mamo, co robicie  Moniu?
Owieczka Monia


Potem jeszcze do królików sprawdzić czy mają sianko i wodę
" Powiem Ci zagadkę- co to jest-ma pióra i kolory i robi głośno tak: KUKURYKU!!!"






Na końcu odwiedzamy koguta KUBĘ i jego kury. Większość właśnie była na dworze w poszukiwaniu robaczków i innych co lepszych kąsków.
Kaczek nie udało mi się uwiecznić na zdjęciach, bo były na spacerze z gęśmi, a tych Maja nie chciała już dziś spotkać.

Podobają mi się rozmowy Pszczółki ze zwierzętami, są bardzo oryginalne.
- Jakie ty masz piękne oczy krowo!!!!!!
-Maja lubi smaczne mleko i masz takie duże cycuszki, daj łapę!!!!!!

Prawda, że fajnie? Pomijając to, że nie przewiduje zagrożenia i chce się przytulać do krowy, a najchętniej od tyłu i trzymając ją za ogon.........
Takie pomysły ma moja Córeczka.
Nie byłyśmy jeszcze w ZOO, ale domyślam się,  że Mai rozmowy z jego mieszkańcami   będą nie mniej zabawne.
Na koniec jeszcze zdjęcie rozbawionej Mai i w czasie zabawy z Amo-naszym jamnikiem.












sobota, 7 lipca 2012

Maja, burza i indianie:)

Wczoraj nie udało mi się odpalić laptopa, by  zamieścić post,  gdyż po przybyciu do Dziadków na wieś rozszalała się straszna burza.
Maja uwielbia jej odgłosy i efekty specjalne.  Obie siadamy wtedy w oknie i  z nosami przyklejonymi do szyby i czekamy na następny grzmot lub błyskawicę.
- Co to Mamo, jaki to odłos, to odgłos burzy?
- Tak Słonko,  a to co było?
-To była błyskawica,  jaaakaa pięknaaaa!!!!!!! - Maja z zachwytem.
I tak do końca trwania burzy.
Przyzwyczajałam Ją do burzy od maleńkiego,  jakby na przekór mojej Mamie,  która panicznie boi się grzmotów i błysków i spędza burzę  z kołdrą na głowie i zamknietymi oczami.
-Uwaga burza, chowamy się szybko!!!!! - krzyczała Mama.
- Majuś, burza chodź zobacz szybko-  wołałam ja i   chyc z Mają  na parapet:)

Lubimy też słuchać wiatru i deszczu nocą.
Wiatr i dym  Pszczółkę zachwyca!!!!  Moja Przyjaciółka  Iwcia obserwując kiedyś Maję powiedziała: Jaka Ona indiańska".  Uśmiechnęłam się pod nosem, bo kilka tygodni wczesniej byłyśmy z Mają  na   ognisku u znajomych.  Maja zachwycona jego płomieniami i dymem,  omal nie weszła do środka. Dzieci znajomych (nas kilkoro dorosłych i kazdy ze swoimi pociechami, więc trochę maluchów było),  niezbyt były chętne do zabawy z Mają,  gdyż nie rozumiały czego chce i jak się z Nią bawić. Unikały Pszczółki  przez całe popołudnie.
-proszę pani, a Maja to.
-Ciociu, a |Maja tamto....
Do czasu....:)
W pewnym momencie jeden z chłopców powiedział:
- Psze pani, a Maja to jest jakaś dziwna, lubi dym z ogniska!!!!
-Tak, lubi, bo w jej żyłach płynie indiańska krew -jej tata jest indianinem- rzekłam najspokojniej na swiecie, trochę 'koloryzując" swoją wypowiedź.
Taaaak? INDIANINEM, prawdziwym????????!!!!!!- pytały  dzieci zgodnym chórem.
I nagle wszystkie chciały bawić się z Mają.
-Maja, usiądziesz koło mnie?
- Maja, a chcesz moją kiełbaskę????
Patrzyłam na to rozbawiona.  Nie każdy może mieć tatę indianina.  Lekarza, strażaka, biznesmena tak, ale indianin to GRUUBA SPRAWA:):):)
No co ja będę tłumaczyć dzieciakom, że nie indianinem tylko indianistą, chyba by zresztą tego nie zrozumiały.  Indianim czy indianista, co za różnica???!!!
No, tatuś przynajmniej na coś się przydał Pszczółce.:):):).


P.S.  Fragment mojego postu zamieściłam w komentarzu na blogu JÓZIA  http://autyzmdzienpodniu.blogspot.com//

czwartek, 5 lipca 2012

Śmiechoterapia:)

"Nasze Złotko"-jak Maja nazywa nasze złote Seicento,  jest świadkiem wielu ciekawych rozmów i pełne śmiechu od samego rana.
 Dosłownie, bo kto widział nas rano w drodze do przedszkola, ten z pewnością potwierdzi.
Śmiejemy się, kiedy ja celowo pomylę jakiś wierszyk np."Pan kotek był...gruby i leżał ....na plaży i przyszedł pan kominiarz, co się pan tak smaży?????"( moja twórczość).
-Nie mamo, był chory, a nie gruby hahahaha!!!!!!!!!!!!!!!!
I tu już zaczynamy się chichrać na cały głos  robiąc śmieszne miny.
Zauważyłam ,że udało nam się rozśmieszyć wielu ponuraków czekających  w naszym sąsiedztwie na zmianę sygnalizacji albo osoby z autobusu stojącego na sąsiednim pasie. Najpierw zawsze jest zdziwienie idące w zaciekawienie, aż wreszcie uśmiech zakwita na twarzach.
 Bardzo lubimy nasze wycieczki samochodowe. Jak się nie śmiejemy, to obowiązkowo śpiewamy piosenki włoskie z płyty CIAO ITALIA. Obie jesteśmy wielbicielkami tego języka, Maja nawet w wieku 4 lat nauczyła się liczyć do 10 po włosku. Zupełnie nie wiem jak i kiedy. Jeszcze po polsku wtedy dobrze nie liczyła, taką mam poliglotkę:)

 Śmiechoterapia towarzyszyła nam dziś rano w drodze do przychodni, gdy okazało się, że syropki nie skutkują i oprócz kaszlu jest straszny katar, który kilka razy w nocy próbował udusić Pszczółkę moją.
Rozbawiona do łez Maja wkroczyła dziarsko do przychodni i oznajmiła, że kaszel-straszel jest chory, po czym ochoczo pokazała brzuch do badania stetoskopem.
-Pani doktor zrobi halo halo brzuszku?- dopytywała się.
Bez problemu dała osłuchać też plecki.
Gorzej było z gardłem, bo po dotknięciu języka zawsze ma odruch wymiotny.
 Ale się starała, nie na darmo ćwiczyłyśmy całą drogę.
Oczywiście upomniała się o nagrodę ( naklejki i pierścionek). Zadowoliła się kolorowanką i po eleganckim pożegnaniu ruszyła szukać naszego złotka.

Resztę dnia spędziłyśmy bardzo twórczo. Najpierw na placu zabaw z koleżanką i Jej pociechami, a potem razem gotowałyśmy obiad, w czym Maja zawsze lubi uczestniczyć.
Po Jej pomocy kuchnia nie wygląda zbyt ciekawie, szczególnie gdy robimy kotlety schabowe lub mielone( Mai ulubione zresztą), ale kto by się tam martwił bułką tartą na podłodze czy śladami jajka spływającego po froncie szafki?????  Wszak chęci się liczą, prawda?

Radość wielką miałyśmy ze znalezienia na YOU TUBE wierszyka "Polak mały" w wykonaniu Lulka ze strony www.Lulek.tv.
Maja zna wierszyk na pamięć (oprócz 4 ostatnich wersów), co jest zasługą Babci Eli.
Po weekendowych wizytach  u Dziadków na wsi, oprócz wieści co robiła ze wszystkimi zwierzętami( o nich w kolejnym poście), wraca zawsze z nowymi umiejętnościami:
  • pokazania na globusie wszystkich kontynentów,
  • pokazania gdzie leży Polska,
  • gdzie jest Grenlandia, a gdzie Antarktyda,
  • jak zbudowane jest oko,
  • czaego narządem jest nos, a czego ucho lub oko.
Nie wiem w jaki sposób Mamie udaje się Ją tak szybko tego nauczyć. Faktem jest to, że  trzeba odpowiednio zadać Mai pytanie, by dostać konkretna odpowiedź. Na zasadzie:
- Maju czego narządem jest oko?
- Wzroku!!!!-krzyczy uradowana .

Pytałam Mamę o to, ale mają przede mną jakieś swoje tajemnice i wiem tylko tyle, że:
  •  nauka odbywa się wieczorową porą,
  •   w łóżku po przytulankach i wyznaniach miłosnych, 
  • przed pójściem spać.
Dzisiaj wymęczona katarem i kaszlem, nie chciała się uczyć, ale bardzo ucieszył Ją sposób przeganiania kaszlu, który stosujemy ładnych parę lat, czyli oklepywanie plecków, do którego wymyśliłam rymowankę:
Stuku puku Panie żuku,
stuku puku czarny kruku,
stuku puku mój koniku,
 stuku puku fiku miku.
Dzięki rymowance( którą muszę co chwila powtarzać), czynność oklepywania nie dłuży się i jest przyjemna tak dla Mai jak dla mnie. Może komuś się przyda.
A jakie są Wasze rytuały wieczorne?





środa, 4 lipca 2012

kaszel-straszel

Cieszę sie niezmiernie z miłego odbioru mojego bloga.
 Dawno  nie usłyszałam tylu miłych słów w tak krótkim czasie. To zdecydowanie zachęca do dalszego pisania i bacznego obserwowania Pszczółki, by było o czym pisać.

Słoneczko moje dziś poddenerwowane zmianami pogody i kaszlem, który zaczął od wczoraj utrudniać Jej życie. Z tego też powodu niewiele chciała robić po powrocie z przedszkola. Przytulała się i prosiła, bym zabrała od Niej ten straszny kaszel-straszel ( nowe słowo w Maj-owym słowniku).
Gotowa była też przyjać każdy syropek, który mógłby pomóc.
Jeśli chodzi o syropki, to nie zawsze było tak kolorowo z chęcią ich przyjmowania, ze względu na nadwrażliwość smakowo-węchową .Trzeba było czymś odwrócić uwagę, by "przemycić" niechciane, a konieczne leki  do małej buzi. Uciekłam się zatem do podstępu i wymyśliłam wierszyki łyżeczkowe:
  • pierwszy-  nie lubi wierszy, ( tu łyżeczka wędrowała do buzi i tak po kolei)
  • drugi -  lubi,
  • trzeci - kocha dzieci,
  • czwarty - jest uparty,
  • piąty - jest biały,
  • szósty - jest wspaniały,
  • siódmy - jest niebieski,
  • ósmy - jest królewski,
  • dziewiąty - maluje,
  •  dziesiąty - DZIĘKUJĘ!!!!
    Zanim jednak Maja nauczyła się mówić, bawiłyśmy się w zgadywanie "jaki to syropek" lub "gdzie się schował syropek". Mówiłam:
-Córciu, a gdzie jest Pyrosal?
Maja przejęta szukała w apteczce i uradowana wołała:
- O tu jest!!,
 Po czym ustalałam dawkowanie:
-Pyrosal, dwie łyżeczki do buzi, siup!!!

Kiedy w tamtym roku na zajęciach  w przedszkolu  była mowa o aptece, Maja ćwiczyła  nowe zachowania w drodze powrotnej do domu,  podczas której  "zaliczałyśmy" wszystkie apteki.
Po wejściu do każdej z nich, Słońce moje mówiło głośno:
-Dzień dobry, jestem Maja , poproszę Clemastinum i też Ambrosol.
Kładła na ladzie niewidzialne pieniądze i już Jej nie było. Szukała następnej apteki, by "kupić swoje leki".
Nie tylko nauka przez zabawę jest skuteczna, ale też obrócenie niezbyt lubionych czynności w zabawę daje fajne rezultaty i pomaga nam rodzicom, czego Maja jest najlepszym dowodem.

Zapomniałam napisać, że podczas przytulanek usłyszałam, że jestem piękna( a jednak:):):) i mądra.
Więc grube jest piękne i  mądre bywa:):):)
 Moja śliczna Dziewczynka!!!!!!!!
No pewnie, fajna jest mięciutka mamusia czytająca książeczki ( jak widać dziecko od razu myśli, że i mądra nawet:)
 I tym optymistycznym akcentem żegnam Was na dziś  i zyczę kolorowych, radosnych snów!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!




wtorek, 3 lipca 2012

być kobietą....

Wieści sprzed 2 godzin, czyli 19:15 - u nas zawsze kąpiel.

   Pszczółka uwielbia pluskać się w wodzie, mogłaby siedzieć w wannie kilka godzin i nie czuć, że woda jest zimna. Oczywiście kąpie się z ulubionymi gadżetami, czyli kolorowymi kubeczkami, którymi się polewa po brzuchu,  kilkoma gąbkami w różnym kolorze, które też służą do namaczania. 
Do niedawna panicznie bała się prysznica i polewania po twarzy, ale miesiące ćwiczeń, codziennych krzyków Mai, wyrozumiałość sąsiadów( każdego z osobna dokładnie poinformowałam skąd te krzyki i dlaczego i że nic złego się Mai nie dzieje, tzn., że jej krzywdy nie robię) oraz moja baaaaardzo napięta cierpliwość+ zatyczki do uszu i w tej chwili dotyka już  słuchawki prysznicowej,  a nawet sama polewa sobie nią włosy.
 No tak, tyle o zabawie,  a kąpiel to przede wszystkim namydlenie się, potem zmycie, o czym panienka moja przeważnie zapomina i nie raz i nie dwa, gdy tak się sama kąpała zdarzyło mi się znaleźć kulki kurzu pod paszkami:).
No wiec po zabawie do akcji wkraczam ja i dziś spotkałam się z ostrym protestem. 
-Już jestem piękna mamo!!!!!.
-Pupa umyta?_ pytam.
Na to Ona:
 -tak, umyta!!!
 I  tak po kolei,  aż doszłyśmy do strategicznego w tym opowiadaniu miejsca.
- A cipeczka umyta, bo była dziś  taka zaczerwieniona?????.-pytam z troską.
Na co moja Córcia,  robiąc wielkie oczy oznajmia mi
 -MAM OKRES!!!!
Matko z córką, myślę sobie w ułamku sekundy, nie tak szybko dziewczynko!!!!!!!!!!!!!!!!!

A teraz o tym skąd się to wszystko wzięło.
Kiedyś Maja nakryła mnie w łazience przy czynności higienicznej i widząc to,   co zobaczyła zaczęła płakać. Cóż było robić. Wzięłam Ją na poważną rozmowę włącznie  z prezentacją gadżetów i tłumaczę:
Wszystkie dziewczynki, jak są duże,  to co miesiąc też noszą takie malutkie pampersy,  które się nazywają podpaski( nieźle to sobie wymyśliłam, prawda?). 
I na tych podpaskach pojawia się krew i TO JEST OKRES. 
Zadawała mi kilka pytań w związku z tym, ale chyba nie mieści Jej się to wszystko w  główce, bo każde skaleczenie z efektem krwi lub tak jak przed chwilą "zaczerwienienie w tamtych okolicach" oznacza okres i już!!!!!

poniedziałek, 2 lipca 2012

Babcia Ela w sanatorium.

   Maja już smacznie chrapie ( i to dosłownie, bo nosek jakiś zapchany). Z tego też powodu nie była dziś w swoim ulubionym przedszkolu. Wolałam się upewnić, że osłuchowo wszystko w porządku. Rano była bardzo niepocieszona, że nie jedzie do swoich "koleżanków" ( tak ostatnio określa i koleżanki i kolegów). I może to Jej "jesteś gruba" było zemstą za to??? ( nie no, żartuję oczywiście:).

Byłyśmy w przychodni, wcześniej oczywiście musiałam Jej powiedzieć co po kolei pani doktor będzie robiła i mówiła i obyło się bez krzyku i buntu. Po wejściu przedstawiła się wszystkim "dzień dobry, jestem Maja" i jak gdyby nigdy nic, weszła bez kolejki do gabinetu:):)
 Próbowałam  Jej to wyperswadować i wyszłam nawet przeprosić czekające osoby, ale po Mai przedstawieniu się,  chyba nie było osoby, która by nie pomyślała "jaka to miła dziewczynka".
A może to do naszej przychodni przychodzą wyjątkowo miłe i wyrozumiałe osoby???

Jeśli już jesteśmy w  temacie wizyt u lekarza, to przypomniała mi się historia sprzed kilku miesięcy, kiedy to moja Mama pojechała do sanatorium.
 Maja całe popołudnie chodziła zamyślona. Nie chciała mi powiedzieć o czym myśli, ale za to udało mi się podsłuchać jak mówi do siebie leżąc w  łóżku przed snem. Kiedy pożegnała już wszystkie dzieci z grupy przedszkolnej ( dobranoc Anielko, dobranoc Wikciu itd.) i panie ( dobranoc Beatko, dobranoc Ewuniu, dobranoc Lila i Basia) i  zatrzymała się na Dziadkach,  nagle słyszę: "Maja smutna, wielka przykrość.Tata zniknął,  Babcia w krematorium,  Maja będzie płacze".
 Słuchałam tego z niedowierzaniem, aż nagle domyśliłam się o co może chodzić Majeczce.
Często myli wyrazy brzmiące podobnie: sanaTORIUM-kremaTORIUM. No i załamało się moje Dziecko .Nie dość, że tata zniknął ( Wychowuję Maję sama, w czym  bardzo pomagają mi Rodzice), to jeszcze Babcia w krematorium-ZAWALIŁ JEJ się świat...

A ostatnio jest na etapie mówienia jaka to jest szczęśliwa i zadowolona czyli  "zawodolona", lub zalodowona:).
Pierwszy raz powiedziała tak na hydroterapii, ku uciesze pana Wojtka (rehabilitanta) i było to jak najbardziej adekwatne do sytuacji.

"Mamusiu, jestem taka zaWODOlona":):):)

  


Piękna czy gruba?

Usłyszałam dziś od mojej Córci coś, co mnie poruszyło.
Do tej pory na pytanie "Maju, jaka jestem?", odpowiadała "jesteś piękna!!".A dziś???
No cóż...."Jesteś gruba"....:(:(:(.
Jak już powszechnie wiadomo, autyści mówią to co widzą, niezależnie od tego czy tak wypada.
Więc moje Dziewczę powiedziało z rozbrajającą szczerością to co widzi.
 Do tej pory jakoś specjalnie nie przejmowałam sie faktem, że w ciągu ostatnich kilku miesięcy przybyło mi tu i ówdzie i powoli zaczynam przypominać  kuleczkę, ale w obecnej sytuacji postanowiłam coś z tym zrobić.
Nie chcę by moje Dziecko tak o mnie myślalo.Fajnie było słyszeć JESTEŚ PIĘKNA!!!!!....

niedziela, 1 lipca 2012

No i po Kościele....

Wszystko zapowiadało się wspaniale. Maja była bardzo zainteresowana trasą do Kościoła, ucieszyła się, kiedy zatrzymałyśmy się przed wejściem. Nawet powiedziała:" jesteśmy na miejscu, jaki piękny Kościół".Wchodziła powoli, jakby z obawą.
Przy wejściu dostrzegła portret Papieża Jana Pawła II-ucieszyła sie na Jego widok i powiedziała;" dzień dobry Papieżu, jestem Maja".

 Nie chciała usiaść w żadnej ławce, ani na końcu, ani na początku. Za to po usłyszeniu dźwięku organów, chciała tańczyć. Pilnie też rozglądała się za Babcią i Dziadkiem, chociaż nic nie wiedziała o tym, że mają być. Obserwowała każdego wchodzącego do Kościoła i mówiła " to nie jest babcia i to też nie jest babcia,czekamy dalej".

Potem było już tylko gorzej. .Ma swoją wersję modlitwy:" Ojcze nasz,któryś jest w Niebie,bądź wola Twoja,Przyjdź do króla,chleba naszego daj nam dzisiaj i kotleciki i ziemniaki(!!!!????)i wódź pokoszenie."
To był jedyny humorystyczny akcent naszej obecności na mszy św. Cały czas gadała ( niezbyt cicho zresztą) o nietoperzu, co zjadł kwiatek ( były takie kwiaty na stropie, które z zaciekawieniem oglądała) i o śwince, co jest głodna. A kiedy zobaczyła Dziadków, cały kościół się dowiedział, że "jest Babcia!!!!"i że "pojedziemy do domu i Dziadek nakarmi Majeczkę".
I nie chciała klękać, a zaraz potem mówiła "śpiewajmy wszyscy razem" i po każdej pieśni mówiła "BRAWO!!!!".
Nie byłam w stanie zapanować nad Nią. Ludzie raz po raz obracali sie w naszym kierunku, co strasznie stresowało mojego Tatę. W końcu stwierdził zdenerwowany, że bierze Maję i poczeka z Nią w samochodzie. Na to my z Mamą, że Maja musi się przyzwyczaić i następnym razem będzie lepiej....
W rezultacie wyszliśmy z Kościoła przed końcem mszy, bo Maja koniecznie chciała iść do ołtarza przedstawić się królowi( tak mówi na księdza:))), a powstrzymywana zaczęła się wyślizgiwać z moich rąk i krzyczeć.....

NO I CO ZROBISZ, JAK NIC NIE ZROBISZ???( powiedzenie mojego Brata Krzyśka).
Muszę chodzić z Mają na msze dla dzieci, może w końcu kiedys będzie lepiej i nie będziemy bombardowane ludzkimi spojrzeniami pełnymi dezaprobaty.....


Przed wyjściem do Kościoła....

Tak, jak pisałam już w poprzednim(pierwszym tu poście), poszłam spoać grubo po ółnocy i trudno było mi wstać rano.
Na dworze burza i deszcz, a my wybieramy się na 12-tą do Kościoła, wktórym Maja była chrzczona 6 lat temu.Będą też moi Rodzice, gdzieś z tyłu, by Maja Ich nie widziała.
Trochę się boję Jej zachowania podczas mszy św. i jestem ciekawa jak się zachowa.Dlatego pojedziemy 15 minut przed mszą, by się oswoiła.
Napiszę o tym wieczorem lub popołudniu, podczas drzemki Pszczółki.

Pierwszy wpis:)

Zaraz północ, a ja jeszcze  tworzę moje nowe dzieło-bloga o Majeczce. Zainspirowała mnie Bogusia swoim blogiem "Autyzm dzień po dniu",, w którym opisuje Józia.  Nie wiem czy będę codziennie opisywać przygody Pszczółki, ale z pewnością tak często, jak czas i możliwości na to pozwolą.