czwartek, 29 listopada 2012

Brak pracy domowej.

   Od kiedy tylko Maja poszła do przedszkola w naszej Placówce ( ZPE Olsztyn), czyli od stycznia 2008 roku, moja każda próba dowiedzenia się, co robiła w przedszkolu ( teraz już szkole), kończyła się tak samo. Nie ma przedszkola/szkoły.
- Córeczko, co dzisiaj robiłaś w przedszkolu? - pytałam.
- Nie ma przedszkola - słyszałam za każdym razem.
-Bawiłaś się, uczyłaś? - dopytywałam dalej.
-Tak - słyszałam krótką, zdecydowaną odpowiedź.
- A jadłaś obiadek? - nie dawałam za wygraną.
- Maja jadła kotleciki i rosołek!!!!!!!!!!! - ożywiała się nagle.
Nie jest tajemnicą, że mięsko je z olbrzymią przyjemnością ( chyba ma to po mnie, bo ja też "ze słodyczy to najchętniej golonka i schabowy"), a rosół przez 6 lat był jedyną zupą, którą zjadała Pszczółka (wybiórczość pokarmowa).
Nie wierzyłam, że codziennie ten rosół dzieciom w Placówce serwują.
- A może jadłaś inną zupkę? - pytałam.
- Tak! Czerwoną!!!!!
- Pomidorową czy buraczkową Córciu?
- Pomidorową, ładny kolor! - odpowiadała czasem dla odmiany.
Oprócz tematów kulinarnych (okrojonych, przyznacie sami), dowiedzieć mogłam się ewentualnie, że Pani Beatka ładnie śpiewała i pokazywała Lewusa i Prawusa (dłonie), Pani Lila przywiozła śniadanko, a Pani Basia ubierała. Całe morze informacji, prawda?
Tak było kiedyś, tak jest i teraz. Maja ma dwa światy - ten w przedszkolu\szkole bez Mamy i ten po pobycie w Placówce. O ile problemu nie było wcześniej, tak teraz już jest.- PRACE DOMOWE.
Strasznie buntuje się przed przenoszeniem nauki do domu.
- Nie będzie domowej., to szkoła!!!!!!!!- burzy się, kiedy wyciągam z Jej plecaka domowniczek.
Raz schowała go w świetlicy szkolnej, a w tym tygodniu chyba u Dziadków i to tak starannie, że przepadł jak kamień w wodę!!!!!!!!

Maja, studia i papierosy.....

- Mamo, nie idę dzisiaj do szkoły- oznajmiła Maja w poniedziałkowy poranek.
- Dlaczego nie chcesz pójść do szkoły, źle się czujesz? - zapytałam zdziwiona powyższym stwierdzeniem.
- Źle się czujesz .- odpowiedziała.
- Mówi się " źle się czuję" Majeczko- poprawiłam.
- Ojej, głowa pęka Mamusiu, Maja przyklei? - zmartwiła się moja Pszczółka, myśląc zapewne, że nie chodzi o poprawienie Jej wypowiedzi, lecz o moje samopoczucie.
- Powtórz całe zdanie " źle się czuję".- próbowałam dalej.
- Powtórz całe zdanie źle się czuję- Maja na to.
O rany, chyba odpuszczę, bo nie ma sensu o 6-tej rano taka nauka. Ale ciekawa powodu niechęci do szkoły  (złego samopoczucia " nie kupiłam"), zapytałam:
- A co będziesz robiła jak Mamusia pojedzie do pracy?
- Będę robiła idę na studia- odpowiedziała zadowolona z siebie.
No muszę przyznać, że mnie zdziwiła swoją ambicją. Ale to nic w porównaniu z tym, co usłyszałam za chwilę. Jeśli nie wiecie jeszcze, co się robi na studiach, to Maja Wam powie:)
- Idziesz na studia Córeczko? Będziesz się tam uczyła? - zapytałam.
- Nie Mamo, będzie tam duże słońce, będę opalała!!!!!. - odpowiedziała podekscytowana.
- Opalała? A co się robi na studiach, Słonko?- dopytywałam, chcąc zrozumieć skąd ta nagła chęć zostania studentką.
- Pali papierosy!!!!!!!!!- zawołała tak, że jeśli ktokolwiek w naszym bloku jeszcze drzemał, to już teraz z pewnością przestał.
I już wiedziałam o co chodzi przyszłej studentce!! W sobotę brałyśmy udział w debacie na temat autyzmu i wyróżniania Dzieciaczków.
Zaproszone przez studentów II roku oligofrenopedagogiki na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim, zostałyśmy bardzo miło przyjęte i całe spotkanie przebiegło w przyjaznej atmosferze.    
Maja czuła się wyjątkowo swobodnie i pewnie, jak na spotkanie z nowo poznanymi osobami, stąd pewnie ta chęć powrotu w fajne dla Niej miejsce.
 Słońce to nic innego jak światło z projektora, co widać na poniższym zdjęciu.
              
 A papierosy?????? Po wyjściu z budynku w którym gościłyśmy, rozmawiałyśmy ze studentkami poznanymi na debacie, które właśnie paliły. Maja od dawna fascynuje się dymem i nie ważne czy pochodzi z ogniska, papierosa, komina czy też z czajnika. I tak oto zapamiętała sobie, że na studiach jest słonko i pali się papierosy:):):). 
 Czemu pomyślała o studiach właśnie dziś rano?
W podziękowaniu za przybycie na debatę, Maja dostała wspaniałą książkę "Baśnie do poduszki" z super dedykacją i podpisami studentów.

Czytałyśmy ją wczoraj przed zaśnięciem, po obudzeniu też przeglądałyśmy. Teraz ten miły prezent kojarzy się Mai ze słońcem i ....papierosami niestety.. Mam nadzieję, że do czasu studiów ten ostatni obraz się "ulotni", tym bardziej, że w naszej Rodzinie nikt nie pali..............Ale, ale....Przypomniało mi się właśnie, że będąc w ciąży namiętnie podobał mi się zapach dymu papierosowego. Był jak najpiękniejsze perfumy. Kobiety w ciąży mają takie specyficzne zachcianki i może czasem to "przechodzi" na dziecko....Do tej pory zapach papierosowego dymu wydaje mi się miły, choć nigdy nie paliłam. No nie mówię o tych wygłupach na studiach, kiedy to na wszystkich imprezowych zdjęciach, z papierosem jestem tylko ja, a wszyscy palący bez.....Takie tam świrowanie, że niby to taka dorosła jestem/byłam:):):)




niedziela, 4 listopada 2012

Kiszenie kapusty - według dawnej tradycji.




Tak jak obiecałam wczoraj, dzisiejszy post o ciekawym spędzeniu poprzedniego weekendu, czyli tematyczne spotkanie towarzyskie pt. KISZENIE KAPUSTY.

Kariera kapusty – warzywa rodem z Azji – rozkwitła dzięki wielkim odkryciom geograficznym. Okazało się, że jedzący ją marynarze nie chorują na szkorbut. Wpadł na to angielski lekarz John Pringle. Zaproponował, by na statki obowiązkowo zabierano beczułki z kiszonką. Admiralicja w 1769 roku wysłała na Pacyfik dwa okręty pod dowództwem Jamesa Cooka, by potwierdzić jej dobroczynne działanie. Kapitan osobiście miał pilnować, żeby wszyscy majtkowie codziennie dostawali porcję do obiadu. Przy stole oficerskim także nie mogło jej zabraknąć. Podczas kilkumiesięcznej wyprawy nikt nie zachorował. Kiedy 250 lat później świat dowiedział się o istnieniu witamin, poznano też przyczynę szkorbutu – brak witaminy C której tak dużo jest w kwaśnej kapuście. U nas była znana i popularna już w XV wieku. Z tego też czasu pochodzą pierwsze przepisy na kiszenie.
Wspólna praca bardzo zbliżała ludzi w dawnych czasach. Była też okazją do towarzyskiego spotkania.Taką czynnością było, bezsprzecznie, kiszenie kapusty. Było to też rytualne wprost zajęcie. Musiało być wykonane najpóźniej do końca października, gdyż później mogłaby kapusta się zepsuć, a nie ukisić. Mężczyźni i kobiety zbierali się wspólnie w jednym domu i przygotowywali kapustę do zakiszenia. Czas – wypełniony pracą - umilało często wspólne śpiewanie lub po prostu opowiadania. Najpierw obierano kapustę z brudnych i uszkodzonych liści. Później usuwano z główek tzw. głębie. Rozkrawano główki na połowy i krązano (lub mówiąc dzisiejszym językiem: drobno szatkowano). Kiedy już kapusta była pokrojona, jeden z mężczyzn przygotowywał się do jej ubijania. W drewnianym naczyniu z klepek moczył on długo nogi w gorącej wodzie. Nie obyło się bez dokładnego obcięcia paznokci. Po wytarciu nóg dwóch krzepkich mężczyzn brało mającego deptać kapustę i przenosiło go… beczki. Czasem bywało i tak, że czynność ubijania zlecało się jednej z kobiet. Musiała ona nie tylko porządnie wyszorować nogi, ale także przyodziać się w dawny, wiejski strój, szeroką spódnicę i barwną chustę. Bez tego kapusta nie mogła się udać. Teraz rozpoczynał się prawdziwy rytuał. Poszatkowaną kapustę wrzucano warstwami do beczki, doprawiano ją, a kobieta deptała co sił w nogach. Kapusta musiała być solidnie udeptana. Z racji metody, jaką wykonywano tę czynność, było to zajęcie dość wesołe i nastręczało nieraz sporo zabawy. Nieraz jednak sól, którą przesypywano warstwy poszatkowanej kapusty zaczynała „szczypać” w nogi, na których były jakieś zadrapania – wówczas wykonująca tę czynność podskakiwała jak oparzona, ale nie wolno jej było przerwać pracy przed jej ukończeniem. Beczkę ustawiano w ciepłym miejscu, nakrywano drewnianą pokrywą i dociskano ciężkim kamieniem.

W dzisiejszym zabieganym świecie coraz trudniej znaleźć czas na wesołe spotkania z przyjaciółmi. A jeśli już wszyscy mają wolny akurat ten pożądany termin, to pojawia się następny problem, czyli co zrobić z dziećmi? Jeśli nawet znajdziemy pomoc w postaci Dziadków, to pojawia się dylemat typu:" weekend to jedyny czas, który mogę poświęcić dziecku, a tymczasem oddaję je Babci, by samej się pobawić".

Razem z Przyjaciółmi znaleźliśmy genialne rozwiązanie. Połączyliśmy przyjemne z pożytecznym i jeszcze z nauką maluchów dawnych zwyczajów. Zebraliśmy się wszyscy u naszej kochanej Ani na prawdziwej wsi( takiej z oborą, stodołą, krowami, owieczkami i innymi zwierzętami). By zaangażować wszystkich do pracy, trochę zmieniliśmy podział ról. Dorośli obierali i szatkowali kapustę i marchew, a dzieciaki udeptywały. Wcześniej obowiązkowe mycie nóg w łazience, szorowanie paznokci i czekanie na swoją kolej wejścia do beczki. Zabawy było co niemiara!!!!!!!

Czekanie, to odwieczny problem Mai, ale tym razem była dzielna. Myślała i myślała, aż przypomniała sobie o czymś, co oznajmiła dopiero gdy nadeszła Jej kolej deptania.
-Mamo, kapusta to jedzenie?, zapytała.
- Tak Kochanie, jest bardzo zdrowa i ma dużo witaminek; wyjaśniłam.
- I jest do bigosu Mamo?- dopytała się jeszcze, po czym oznajmiła:
- Nie można deptać po jedzeniu, Maja nie deptała- czym wprawiła mnie w zdumienie.
Przypomniałam sobie sytuację z kromką chleba, która upadła na ziemię i pewien chłopiec chciał ją podeptać. Powiedziałam wtedy Mai, że nie wolno deptać jedzenia. Było to bardzo dawno temu, miała może ze 3 latka,  więc zdziwiłam się, że przechowuje ten obraz w pamięci.
Siedziała i obserwowała cały proces, ale sama nie weszła do beczułki.Jak nie można deptać, to Maja nie będzie deptała i już:)
Warstwa kapusty, trochę soli i czas na marchewkę.I tak do wypełnienia beczki:) Dzielna Amelka, choć sól szczypie w stópki.













Teraz Miłosz atakuje kapustkę:)
I czas na Starszaków: Ignacy i Grześ w natarciu.
Zgodnie z tradycją, zdążyliśmy udeptać  kapustę do końca października, więc na pewno się uda:)
Dzieciaki szczęśliwe i wbrew pozorom wcale nie zmęczone. Po deptaniu dostały takiego power'a, że jeszcze z godzinę wygłupiały się skacząc po łóżku.
W związku ze zbliżającym się (coraz bardziej modnym) Halloween, wycinaliśmy też z Milusińskimi dynię, która po Ich  pójściu spać, posłużyła Starszyźnie  za super świecznik:)
DLA CHĘTNYCH PRZEPIS NA PRZYGOTOWANIE KAPUSTKI W TEN SPOSÓB:
Po pierwsze – beczułka. O pojemności minimum 25 litrów (w mniejszej się nie opłaca). Trzeba ją wyszorować i wyparzyć. Potem szatkować 15 główek białej kapusty. Zewnętrzne liście odkładamy na dwie kupki. Pierwszą kładziemy na spód beczki. Na niej warstwami poszatkowaną kapustę i marchew przesypane solą z kminkiem.
Uwaga! Każdą kolejną warstwę udeptujemy bosymi stopami. To najlepszy, praktykowany od wieków sposób. Tłuczkami czy pałkami nigdy nie ubije się tak dobrze. Kapusta puszcza sok, który trzeba wylewać. Gdy beczułka się wypełni, przykrywamy kapustę całymi liśćmi, przykładamy dopasowane deszczułki lub duży talerz i przyciskamy solidnym kamieniem – oczywiście wyparzonym i umytym.
Na koniec nakrywamy czystą lnianą ściereczką i odstawiamy na około dwa tygodnie w ciepłe miejsce. Powstająca piana oznacza, że kwaszenie przebiega prawidłowo. Następnie przenosimy beczułkę do ciemnego chłodnego miejsca. Po czterech tygodniach można skosztować.Pamiętajmy, że po każdym wybieraniu trzeba wyrównać powierzchnię i dodać słoną wodę; powinna zawsze przykrywać kapustę. Sami widzicie – kwaszenie jest bardzo proste. Może też być pretekstem do wesołego spotkania towarzyskiego.


sobota, 3 listopada 2012

Zwykłe zmęczenie.

Dziękuję Kochani za zainteresowanie moją nieobecnością tutaj. Śpieszę wyjaśnić, że u nas wszystko w jak najlepszym porządku. Obie zdrowe( oby nie zapeszyć, bo pogoda podstępna, istna wylęgarnia zarazków, które jakimś cudem ostatnio nas omijają ). Ale już wiem!!!! Nie mają jak nas dogonić, takie jesteśmy "zarobione":):):).
Być może pamiętacie, mój ostatni wpis miał miejsce po pierwszym dniu pracy i Urodzinkach Majeczki. No właśnie i od prawie 3 tygodni moje życie biegnie w takim tempie, że wieczorem po 18-tej jestem już z Mają w łóżku i smacznie chrapię. A wszystko dlatego, że wstajemy teraz o 5 rano i tak po kolei:
5:00 - pobudka i podanie Mai EUTHYROX 25 (na  niedoczynność tarczycy),
        -mycie się, ubieranie, przygotowanie Mai plecaka z drugim śniadaniem do szkoły,
6:00 - tabletki przeciwpadaczkowe Mai ze śniadankiem dla Niej,
        - teraz ja mam czas na ranną kawusie, Maja 15 minut na bajeczkę na MiniMini.
6:30-45 - wyjazd do szkoły.
7:00 - Maja zostaje w szkolnej świetlicy( którą uwielbia!!!), ja 10 minut później muszę wyruszyć do pracy.
8:00-15;00 - pracuję.
16:00-30,- odbiór Majeczki ze świetlicy szkolnej.
17:00- w końcu jesteśmy w domu. Maja wygłodniała jak wilk, w kurtce pędzi do kuchni. Ja też nawet nie                 zdejmując  butów podgrzewam Jej obiad przygotowany poprzedniego wieczoru lub w weekend.
17:30 - Po wizycie w WC( długiej, gdyż Maja przeważnie w szkole nie zrobi kupki, ze względu na     potrzebę rozbierania się do tej czynności do naga), czas na kąpiel i czasem uda nam się jeszcze przed spaniem odrobić zadaną pracę domową. Jeśli zmęczenie wygrywa, to praca domowa zostaje przełożona na rano, zamiast oglądania bajeczek po 6-tej.
18:30 - kolejna porcja tabletek i kolacja, po której obie jesteśmy już tak wykończone, że marzymy tylko i wyłącznie o ciepłym łóżeczku i kołysankach - utulankach.

   Jak sami widzicie, mało zachwycający tryb życia. Mam jednak nadzieję, że organizm szybko się przyzwyczai i po miesiącu będzie już całkiem inaczej. Swoje robi też wiecznie zmieniająca się pogoda, która daje się we znaki nawet najbardziej odpornym na skoki ciśnienia. 
Na zabawę i wygłupy pozostają nam soboty i niedziele.O tym co robiłyśmy w poprzednią, w następnym poście.
Na  cały weekend życzę wszystkim mnóstwa uśmiechu. Maja zaczęła swój weekend wczoraj niezłą głupawką.







czwartek, 11 października 2012

Mam 7 lat:)

-Mamusiu, ty masz sto lat?- zapytała Maja po obudzeniu się.
- Nie Kochanie, ja mam 36 lat.- odparłam.
- A Maja ma dziś sto lat - urodzinki!!!! - usłyszałam chwilę potem. Zanim położyła się spać poprzedniego wieczora, upewniała się czy przyjdą na urodzinki goście.
- Sto lat Kochanie z okazji Urodzinek! Dziś kończysz 7 lat:) - całując i przytulając składałam życzenia.
- A jutro będę miała 8 i 100.- nie dawała za wygraną moja śliczna solenizantka. Liczby i czas to dla Mai pojęcia względne. To samo dotyczy pieniędzy. Nie mają dla Niej żadnej wartości. Kiedy 2 dni przed Urodzinami dostała od Cioci Basi i Cioci Janki w prezencie banknot i 2 czekoladki, rzuciła ten pierwszy  na ziemię i uradowana krzyczała trzymając czekoladę:
- Czekolada-prezencik,DZIĘKUJĘ!!!!!
Nawet mała naklejka jest dla Mai dużym prezentem.  JAKŻE MNIE TO CIESZY!!!!!!!
UWAGA, zaraz zdmuchnę to!!!!
ŁADNY TORCIK:)
Zdmuchnęłam:) UDAŁO SIĘ!!!

   Od rana Pszczółce towarzyszyło dużo emocji. Tego dnia w szkole odbywało się ŚLUBOWANIE PIERWSZAKÓW. Dumnie niosła na wieszaku swój strój galowy do samochodu i najchętniej pożegnałaby mnie już przed drzwiami szkoły. Uprzedziłam Ją, że w tym ważnym momencie będzie Jej towarzyszyła Babcia Ela, bo mamusia jedzie do pracy( tak się akurat dziwnie złożyło, że tego jednego dnia ja po 7 latach wracałam do pracy, a Maja miała Urodzinki i Ślubowanie). Źle czułam się z tym, że nie mogę być z Królewną Moją w takim ważnym momencie, ale Los najwidoczniej tak właśnie  zdecydował , by akurat w tym  szczególnym dniu przeciąć nam pępowinę.....
 O Ślubowaniu w następnym poście, kiedy zgramy zdjęcia:)



czwartek, 4 października 2012

Celebrytka......

- No i z czego się tak pani cieszy, co? - usłyszałam wracając z Mają ze szkoły.
- Słucham panią - zatrzymałam się koło starszej pani, obserwującej nas dłuższą chwilę na placu zabaw.
- I co chcecie zyskać tymi znaczkami, znów państwo naciągać chcecie? - odpowiedziała nieznajoma.
O czym ona do mnie mówi? - próbowałam szybko pozbierać myśli.
- Proszę panią, my nikogo nie chcemy na nic naciągać! Nie chcemy żadnych pieniędzy, tylko ZROZUMIENIA - odrzekłam najspokojniej i najgrzeczniej jak potrafiłam w tej sytuacji.
- Jakiego zrozumienia chcecie, przecież na pierwszy rzut oka widać, że dziecko zdrowe, a pani na nieszczęśliwą też nie wygląda. Jak kto ma chore dziecko, to z nim w domu siedzi, a nie ludziom w nos się śmieje!!!!- wyrzuciła z siebie kobietka.
- Przepraszam panią, ale muszę dogonić moją Córkę, zaraz wpadnie pod samochód - rzuciłam w biegu, widząc jak Maja niebezpiecznie szybko zbliża się do znajdującej się pod domem ulicy. Zdążyłam Ją złapać w ostatniej chwili. Do głowy mi nie przyszło, że staruszka znajdzie mnie , by kontynuować rozmowę. 
- Tak, ja panią to widziałam w telewizji i w gazecie też z dzieciakiem była. Jak ta Wiśniewska od Madzi, celebrytko chce zostać ( babci nie chodziło bynajmniej o Mandarynę, tylko o morderczynię z Sosnowca!!!!!!). Może ludzie będą nosić znaczek "jestem debilem"???!!!!!!!!!!- powiedziała co wiedziała.
Zamurowało mnie w jednej chwili, co ma jedno do drugiego i o co tak naprawdę tej pani chodzi? Byłyśmy już pod drzwiami domu, a ona szła za nami jak cień.
- Na razie paniu, Maja pożegna - zawołała Maja zamykając staruszce drzwi przed nosem.
Co za bezczelność!!!!!!! Porównywać mnie do morderczyni z Sosnowca!!!! I dlaczego zostałam tak zaatakowana? Bo  nie siedzę w domu i nie rozpaczam, że mam niepełnosprawne dziecko? Że obie jesteśmy wesołe? To źle? Że mam odwagę mówić o tym co jest niewygodne, zamiast zamiatać problem pod dywan?
Dlaczego ludziom przeszkadza to, że ktoś sobie radzi i jest pogodny mimo, że na pozór nie ma ku temu powodu?
Brak słów, po prostu brak słów!!!!!!!!
Przepraszam za chaos w tym tekście, ale staruszka tak mnie zbulwersowała, że do chwili obecnej nie mogę uwierzyć, że taka sytuacja miała miejsce.
A tak swoją drogą, to owa pani chyba powinna sobie sprawić znaczek o który zapytała w ostatnim zdaniu. "jestem d....em". Wtedy łatwiej byłoby mi ją zrozumieć.
Taka oczytana babeczka, to pewnie się jutro wkurzy, jak znów zobaczy w gazecie artykuł o naszej kampanii  o Autyzmie i   być może uśmiechnięte zdjęcie Mai.
 Już teraz dedykuję nasze uśmiechy owej pani, może uśmiech wywoła uśmiech?



wtorek, 2 października 2012

Moje propozycje haseł na koszulki lub znaczki dla bliskich dzieci z Autyzmem.

1. Nie zarażę Cię Autyzmem, ale mogę optymizmem:)
2. Zaprzyjaźnij się z Autystą, uśmiechniętym optymistą:)

3. Z poradnika optymisty - zrozumienie dla Autysty:)

4. Świat Autyzmu- piękny świat:)

5. Zrozumienie dla Autyzmu nie wymaga altruizmu:)


6. TAK dla Autyzmu:

7. Nie wyleczy z egoizmu uprzedzenie do Autyzmu:)

Małymi kroczkami do......

   Od początku roku szkolnego wiedziałam, że Maja w najbliższym czasie będzie objęta Terapią metodą Tomatisa. Cieszyłam się, bo pokładam w niej wielkie nadzieje. Nie spodziewałam się żadnych przeszkód w jej przeprowadzeniu, ponieważ słuchanie muzyki, również poważnej należy do ulubionych form spędzaniu czasu Pszczółki.
Aż tu nagle taka wiadomość: "MAJA NIE CHCE ZAŁOŻYĆ SŁUCHAWEK, BOI SIĘ ICH, KRZYCZY. JEŚLI DO ŚRODY NIE UDA SIĘ JEJ PRZEKONAĆ, BĘDZIEMY MUSIAŁY PRZEŁOŻYĆ TERAPIĘ NA NASTĘPNY SEMESTR LUB ZA ROK".
Nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy. Co  robić? Najpierw poprosiłam Panią Anetę o zrobienie mi kilku zdjęć w tych słuchawkach, w sali w której będzie odbywała się terapia. Może jak Maja zobaczy mnie w nich, to przestanie sie bać i zechce je założyć? A jak nie zechce? Mało czasu!!!! Co robić, jeśli to nie przekona Mai? Już wiem!!! Kupię Jej takie same słuchawki i trzeba będzie się znów uciec do małego podstępu.....
    W czasie drogi powrotnej ze szkoły śpiewałyśmy głośno ulubioną kołysankę Mai "Ta Dorotka ta malusia....".
- Mamo, włączysz Mai laptopek i Dorotkę, potańczymy razem? - dopytywała sie Majeczka.
- No pewnie Córciu, że włączę, ale będzie zabawa!!!!! !- odpowiedziałam z przesadną lekkością i radością.
Mój plan ma szanse na powodzenie- pomyślałam.Musi się udać, musi!
W czasie gdy Maja w domu myła ręce przed obiadem, ja już siedziałam ze słuchawkami na uszach przed laptopem i słuchałam " Dorotki..." jednocześnie oglądając  na YouTube Kołysanki
-Mamo, Mamo, nic nie słychać!!!!!!!- Zdezorientowana Maja stała koło mnie i patrzyła jak przytupuję nogą w rytm muzyki.
- Ale piękna kołysanka, Majeczko, słyszysz?- pytałam z głupia frant, przecież wiadomo było, że nie słyszy.
Marszczyła brwi coraz bardziej zezłoszczona i aż widać było jak myśli.
- Mamo, teraz ja, daj Mai słuchawki!!!!!!!!- usłyszałam to na co właśnie czekałam. HURRA!!!!!
- Nie Rybko, Mamusia chce teraz słuchać Dorotkę przez śliczne słuchawki, zobacz jakie są piękne i duże:):):)- powiedziałam, żeby mogła poczuć jak bardzo chce tych słuchawek a njie może jeszcze mieć.
- Oddaj Mai. Teraz ja chcę Dorotkę - krzyczała.
- Dobrze Kochanie, spokojna cicha buzia. Jak kołysanka się skończy, to Ty posłuchasz, dobrze?
- Najpierw ja , a później ty?- dopytywała.
- Tak, własnie tak Słoneczko - odpowiedziałam. No przecież nie będę Jej w tej chwili uświadamiać, że powinna powiedzieć " najpierw ty, a później ja?".Tym bardziej, że niemal byłam pewna, że chodziło Jej o to, bym powiedziała  to co chce usłyszeć, czyli, że zaraz posłucha swojej ulubionej " Dorotki":)


A potem przez całe półtorej godziny słuchała ulubionej muzyki.
- No Mamusiu, kolejny raz udało Ci się!- pomyślałam z radością.















 Tak małymi kroczkami - od niepewności do uśmiechu i ............  słuchawki OSWOJONE:):)


poniedziałek, 1 października 2012

Zagubiony Autyzm.....

- Mamooooo, Mamoo znajdź TO!!!!!!!!!- wołała Maja ze swego pokoju.
Zdziwiłam się, bo przecież kwadrans temu położyłam Ją spać. Rano o 8-ej mamy być na komisji lekarskiej.
- Mamoooooo, zgubiłam!!!!!!!! - coraz głośniej i żałośniej krzyczała Pszczółka.
- Co zgubiłaś Kochanie,dlaczego nie śpisz? -zapytałam ciekawa, czego tak bardzo poszukuje.
- Znajdź TO Mamo!!!! - nie ustępowała wyrzucając ubrania z szafy.
- Rybko, ale co? Co zgubiłaś?
- Maja zgubiła mój autyzm!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! - pożaliła się, a ja omal nie przewróciłam się z wrażenia. Gdyby tak można było go zgubić.......Eh.......
- O jest, znalazł się!!!!! Mój autyzm jest niebieski jak niebo i uśmiecha się!!!!!!- krzyczała uradowana trzymając bluzę z przypiętym do niej znaczkiem.
- Przypnij Majeczce autyzm, idziemy spać- dodała słodko, a mi łzy zakręciły się w oczach.
 MOJA KOCHANA DZIEWCZYNKA Z AUTYZMEM NIEBIESKIM JAK NIEBO:):):)


Musiałam podzielić się tym z Wami na DOBRANOC

Maja w ZOO

-Mamo, czy jutro jest sobota?- dopytywała się  już od środy Maja.
-Nie Myszko, jutro jest czwartek. - odpowiadałam.
- Ja chcę sobotę i mnówstwo( wypowiedź oryginalna) zwierzątek!!!! - niecierpliwiła się.
- Mnóstwo Córciu, mówi się mnóstwo, powtórz.
-Mnówstwo zwierzątek, jak ty ładnie mówisz Maju- chwaliła samą siebie.
No dobrze, poprawianie Jej teraz i tak nie ma sensu, pomyślałam. Kiedy jest taka podekscytowana i tak nie zwraca uwagi na to co "po drodze" do celu.
 "Mnówstwo" w Jej ustach brzmi tak emocjonalnie i uroczo, że za każdym razem uśmiecham się pod nosem, ale z uporem maniaka poprawiam wierząc, że za którymś razem powie poprawnie.
- Mamusiu, Maja będzie jeździć na malutkim słoniu!!!!!- emocjonowało  się moje Dziewczę.
-  Kochanie słoń jest ogromny i nie można na nim jeździć.
- tak, ma ogromną trąbę i pokocham miłego lewka i jeszcze wielbłąda, Maja kocha małpę!!!!!! - wyliczała kolejne zwierzątka, nie zwracając zupełnie uwagi na chaotyczność swej wypowiedzi.
   Z Mają tak już jest. Ma tyle myśli w swojej ślicznej główce, że wyrzuca je z siebie jak z automatu. Czasem wychodzą z tego naprawdę fajne rzeczy. Ale wróćmy do ZOO.
W przeddzień wyjazdu poszła spać już po 17-tej mając pewnie w zamyśle, że jak szybciej zaśnie, to szybciej znajdzie się w Gdańsku, albo przynajmniej w autobusie mającym nas tam zawieźć. W  rezultacie tego wstała już o 5-tej nad ranem, w chwili kiedy smażyłam Jej ulubione kotleciki na drogę.
-Hurra Mamusiu, już wyspałam,  Maja jedzie będzie do ZOO!!!!!!!!!- krzyczała już od progu swojego pokoiku.
-Witaj Słonko, niedługo jedziemy, ale teraz połóż się jeszcze i poczekaj aż zadzwoni budzik..-poprosiłam mając nadzieję na Jej półgodzinną drzemkę, spokojne wypicie kawy i spakowanie rzeczy na drogę.
O dziwo, spełniła moją prośbę i wstała dopiero na znany sobie dźwięk alarmu.
   Droga do Gdańska minęła wesoło w towarzystwie zaprzyjaźnionych dzieci i opiekunów ze Stowarzyszenia do którego należymy.
 Dopiero na miejscu przypomniałam sobie o Autyzmie mojego Dziecka, kiedy to nie mogąc doczekać się na wejście do kolejki mającej obwieźć nas po ZOO, dała popis swoim umiejętnościom  wokalnym (czyt. krzyczała wniebogłosy: " ja, ja, ja chcę wejść do pociągu" ) i przepychała się miedzy stojącymi przed nami osobami, próbując je wręcz  staranować.
I wtedy na pomoc przyszedł nam znaczek naszej kampanii "Mam Autyzm".
Ciężko było, ale już zaraz ciufcia ruszy i zobaczę mnówstwo zwierzątek!!!!














...Już, już miały paść z ust obcych tak dobrze znane nam uwagi, gdy rzut oka na znaczek zaoszczędzał nam tego.
Osoby, które dostrzegały znaczek już w trakcie swojej wypowiedzi, zawsze przepraszały. Niesamowite!!!!!! Ile stresu zaoszczędziło to Mai, mi i osobom nam towarzyszącym!!!!!!
Był też pewien pan, który widząc znaczek podszedł, by zapytać co to jest autyzm. Po moim wyjaśnieniu powiedział, że to co robimy jest bardzo ważne, bo trzeba uświadamiać społeczeństwo i uczyć tolerancji, tak jak w krajach skandynawskich.
Daj buzi Majeczce:)
 -Mamusiu, leniwy konik-nie chce jechać i jest taki gładziutki!!!!!!!

Cała kolejka dla mnie:)

Szczęśliwa:)



środa, 19 września 2012

Efekty kampanii "Mam autyzm i mogę zachowywać się inaczej niż wszyscy"

 

 Akcja zapoczątkowana w naszej placówce (Zespół Placówek Edukacyjnych w Olsztynie) przynosi niesamowite efekty. http://www.rynekzdrowia.pl/Uslugi-medyczne/Olsztyn-rodzice-autystykow-chca-mowic-o-innosci-swych-dzieci,123057,8.html
 Coraz więcej osób wie czym jest autyzm i od bardzo długiego czasu nie spotkałam się z "dziwnymi" komentarzami zachowania Mai. Dziś co prawda pewna pani skomentowała głośny krzyk Mai słowami " ojej, dlaczego to dziecko tak hałasuje", ale po wyjaśnieniu, że Maja ma autyzm i tak reaguje na zamknięte tym razem drzwi ( które dotąd były otwarte), widocznie się zmieszała i usłyszałam:
-Przepraszam panią, nie wiedziałam, bardzo przepraszam.

     Nie tak dawno starsza pani mieszkająca w moim bloku i wiele razy komentująca w nieprzyjemny sposób zachowanie Pszczółki, podeszła do mnie i oznajmiła:
- Widziałam panią w telewizji i czytałam o Mai w gazecie. Przepraszam  za wcześniejsze uwagi, nie wiedziałam , że dziewczynka jest chora. Jest taka śliczna, że nie widać.

     To miłe, że ktoś potrafi przyznać się do swojego błędu, a przede wszystkim wspaniałe jest to, że nasza akcja przynosi zamierzony efekt,  czyli  przybliża  społeczeństwu temat autyzmu i tym samym zapobiega przykrym sytuacjom, które dotąd spotykały samych autystów jak i ich opiekunów ze strony "życzliwych" osób w postaci nieprzemyślanych komentarzy.










wtorek, 18 września 2012

Prace domowe.

   Pierwsze 2 tygodnie szkoły za nami i już pierwsze chorowanie...Rano wizyta u ulubionej pani Doktor w naszej przychodni na Zatorzu przebiegła nadzwyczaj radośnie i miło. Pierwszy raz nie musiałam trzymać Pszczółki na kolanach. Sama wbiegła do gabinetu z okrzykiem:
- Witaj pani Doktor, Maja chora i zbada brzuszek stetoskopem!
Po czym wygodnie usadowiła się na krzesełku przed p.Doktor i przygotowała brzuch  do badania..
- A Ty usiądź na tamtym Mamusiu- wydała polecenie wskazując na kozetkę.
Podczas badania sama wydawała sobie polecenia zasłyszane wcześniej w podobnej sytuacji::
-Teraz głęboko oddychamy, o tak. A teraz zbadamy plecy. Nic nie będzie bolało Majeczko.
No proszę, jakie zmiany.....Pomyślałam, że przy oglądaniu gardła nie będzie już tak łatwo, ale i tu czekała mnie miła niespodzianka, bo uprzedziła nawet samą p.Doktor.
- Teraz Maja szeroko otwiera buzię, a pani Doktor patrzy gardełko- powiedziała radośnie ku naszemu wielkiemu zdziwieniu, bo jeszcze nie tak dawno siłą otwierałyśmy Jej buzię i w najlepszym wypadku kończyło się to tylko odruchem wymiotnym.
Upomniała się  oczywiście o nagrodę- naklejkę i już jej nie było...

Taka piękna pogoda dzisiaj, a my cały dzień w domu.....Żal serce ściskał, ale Mamusia uczyła, że chory powinien " wyganiać chorobę w łóżku" porządnie się pocąc, co też uczyniłam.
Po całodniowej labie nadszedł czas na odrabianie lekcji, co wyglądało mniej więcej tak:







Maluję szafki dla Mamusi, kolorowe:)




Portret własny gotowy
Cóż za skupienie:)
Zadowolona z siebie:)

poniedziałek, 10 września 2012

Ucieknięty ząbek.

- Mamusiu, gdzie jest ucieknięty ząbek?- zapytała Maja po wyjściu ze świetlicy szkolnej.
- Ząbek wyjęła Pani Stella i teraz wyrośnie Ci nowy śliczny- odpowiedziałam nieco zdziwiona skąd to zainteresowanie uzębieniem.
Pani Stella to postać z książki o Elmo "Dziękuję Doktorze", w której Elmo i Wielki Zły Wilk idą do dentysty.
Przed pierwszą wizytą u dentysty kupiłam Mai "fachową" literaturę i tam właśnie pojawia się postać Pani Stelli- pielęgniarki, którą Maja bardzo polubiła, bo daje dzieciom prezenty w nagrodę za ładne zachowanie.
Podczas swojej pierwszej wizyty Pszczółka weszła do gabinetu i od wejścia zwróciła się do Pani Doktor:
- Witaj Pani Stella, zobaczysz Mai ząbek?
Pani Doktor najwyraźniej spodobało się nowe imię i postać, którą za chwilę pokazała Jej Maja w książce i po informacji, że Dziecko ma autyzm, spokojnie i bardzo życzliwie wyjaśniła co będzie robić i jakimi narzędziami, po czym zrobiła Mai przejażdżkę w górę, dokładnie tak jak w książeczce.
- A teraz wyjmiemy ząbek, żeby zrobić miejsce nowemu, spokojnie.- powiedziała i po chwili było po wszystkim. MOJA  DZIELNA DZIEWCZYNKA:):):)

- Piotrek mówi, że Maja brzydka i dziury w buzi, szczerherbata!!!!!- żaliła się nadal.
- Mówi się szczerbata Słonko- poprawiłam powstrzymując śmiech.
-  Jestem piękna Mamo?????????!!!!!!- upewniała się jeszcze.
- Najpiękniejsza na świecie Kochanie i bardzo mądra:)
- Mamooooo, gonimy ząbek, przykleimy do dziury, chcę być piękna!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!- nie dawała za wygraną .
Zaczyna się, odwieczne dylematy kobietek małych i dużych- WSZYSTKIE CHCEMY BYĆ PIĘKNE:)



poniedziałek, 3 września 2012

Nowy rozdział - SZKOŁA.

Dosyć tego lenistwa, czas zabrać się do pisania.NO.

 Wakacje minęły błyskawicznie i jak dla mnie mogłyby potrwać jeszcze miesiąc. 
Ale nie dla Pszczółki, która już jakieś 2 tygodnie temu zaczęła się niecierpliwić, grymasić i ogólnie była delikatnie mówiąc nieznośna. Nie przyjmowała do wiadomości, że idzie do szkoły mając zamiar po wakacjach spotkać się z ulubionymi Paniami i Dziećmi z Jej grupy przedszkolnej.
 Rano nie chciała związać włosów i w rezultacie to co miała na głowie na rozpoczęciu roku szkolnego  przypominało raczej gniazdo niż fryzurkę.
Zupełnie inaczej rzecz się miała ze strojem galowym. No  niestety to ja ubierałam każdy element stroju, bo to dla Mai wciąż jeszcze czarna magia-szczególnie cienkie rajstopki na widok których rozpłakała się momentalnie:
- Mamoooo, są zepsute?? Dużo dziury!!!!!!- szlochała miętoląc w dłoniach nowiuśkie kabaretki.
- Nie Rybko, to takie specjalne rajstopki, które noszą wielkie damy - próbowałam ratować uciekający dobry nastrój.
- Jak ciocia Dama?- upewniała się  jeszcze, gdy ja zachodziłam w głowę czy kiedykolwiek widziała ciocię zwaną Dama w takich kabaretkach. Myślę, że nie wiedząc kto to taki owa dama, szybciutko przypisała rajstopki jedynej damie jaką zna.
Zaskoczyła mnie Moja Mała Dama tym, że nie protestowała przy zakładaniu zupełnie nowych dla Niej butów, które najwidoczniej pasowały Jej zdaniem do całości stroju. Tylko tak mogę sobie to wytłumaczyć, bo jest wielką miłośniczką biegania na bosaka i jeśli wkłada jakiekolwiek obuwie, to swoje stare, wysłużone i mało sympatycznie wyglądające. które i tak po chwili porzuca gdzieś w kącie.

Po wejściu do Placówki zaskoczył Ją trochę tłum ludzi i w pierwszym odruchu chciała pędzić do swojej dawnej sali, ale dała się przekonać, że idziemy do sali konferencyjnej, która miło się zawsze kojarzy.To tam odbywają się najciekawsze spotkania, bale i uroczystości oraz przyjeżdża teatrzyk.
- Idziemy tam gdzie teatrzyk?- sprawdzała mnie  jeszcze.
- Tak Kochanie, tam gdzie teatrzyk- uspokajałam Jej niepewność.
Radość nie miała końca. gdy zobaczyła na miejscu Weronikę, wyściskały się, nie obyło się bez głośnego HURRRAAA!!!!Nie zdążyłam nawet wyjąć aparatu, taka z Niej błyskawica. A potem już spokojnie podrywała chłopaków, witając się po kilkakroć.


Jest jedyną dziewczynką w swojej klasie, więc ciekawa już jestem jak będzie wyglądało powitanie za rok, jak wpadnie i zacznie całować chłopaków z radości.
Pożyjemy, zobaczymy, a teraz żegnam Was serdecznie i obiecuję, że teraz będę pisać częściej, bo zapewne będzie o czym:)



czwartek, 16 sierpnia 2012

Kochamy morze:)

Od wczoraj szczęście Pszczółki nie zna granic!!!!!
Jesteśmy nad morzem u Przyjaciół. Mieszkają ze 150 metrów od linii brzegowej w cudownym, bardzo klimatycznym domku w Gdańskim Brzeźnie.. Zrobiliśmy małą wymianę. Oni pojechali dziś do Olsztyna na spływ kajakowy Łyną, a my do Nich nad morze:):):) Szczęście mamy o tyleż większe,że właśnie od dziś zaczyna się świetna pogoda. ALE SUPER!!!

Maja z wrażenia nie mogła spac w nocy  przed wyjazdem, a jak tylko pociąg ruszył i minął Olsztyn i  "naszą Biedronkę" na Zatorzu, Maja już krzyczała, że widzi morze. Całe 3 godziny spędziła z nosem przyklejonym do szyby opowiadajac co widzi po drodze. Zaprzyjaźniła się z Panem Konduktorem, który jeszcze na peronie w Olsztynie zainteresował sie Jej głośnym zachowaniem. Za nic w swiecie nie chciała wsiąśc do pociągu, gdyż nie był w kolorze niebieskim. Ostatnio jak jechałyśmy do Gdańska był, a teraz nie. Krzyczała, że chce jechac nad morze, a to jest zielony pociąg, który jedzie do Katowic ( właśnie takim zielonym podróżowałyśmy ostatnio do Chorzowa).Co za pamięc.I jakaż drobiazgowośc......
- Ja chcę niebieski!!!!!- darło sie wniebogłosy moje Dziecię.
- Majuś wsiadaj, ten pociąg jedzie nad morze, o widzisz , jest napisane Olsztyn-Szczecin - próbowałam Ją przekonac.
Na próżno. Szkoda mi było już moich Rodziców stojących z Nią na peronie i nie wiedzących jak uspokoic ukochaną Wnusię.Wyjaśniłam Panu Konduktorowi, że przyczyną takiego zachowania jest AUTYZM  i poprosiłam , by powiedział do Mai to, o co Go poprosiłam.
-Proszę wsiadac, ten pociag jedzie nad morze. Za chwilę ruszamy.- mówił do Mai stojąc w drzwiach zielonego wagonu.
Spojrzała na Niego zaciekawiona i przestała krzyczec.
- Cześc Pan Konduktor, jedziesz nad morze z Majeczką? - zapytała
- No pewnie, wskakuj mała, tylko nie wolno płakac - fajnie wszedł w rolę, a ja odetchnęłam z ulgą.
Pożegnałyśmy Dziadków i już za chwilę wygodnie rozsiadłyśmy się w przedziale. Pan Konduktor zapytał Mai ile ma lat i stwierdził, że to chyba o nas czytał w ostatnim weekendowym wydaniu Gazety Olsztyńskiej. Miałam akurat przy sobie tamten egzemplarz, wiec na miłej dyskusji minęła częśc podróży. Temat rzeka, dotyczący "znakowania" dzieci z autyzmem. Sam zwrot "znakowanie" zgrzyta, wiem.
Ale chodzi o to, by autystów traktowac w społeczeństwie z wyrozumiałością. Że te krzyki lub inne " dziwne" zachowanie jak zatykanie uszu czy trzepotanie rączkami albo podskakiwanie to nie efekt złego wychowania czy fanaberia dziecka, tylko reakcja na stresującą  sytuację. Bo obecnie osoby autystyczne traktowane są jak rozwydrzone bachory, którym najlepiej złoic tyłek albo nastraszyc wilkiem, porwaniem lub policjantem...
Ja osobiście jestem jak najbardziej ZA i z wielką chęcią weszłabym w posiadanie na przykład takiej legitymacji informującej o autyżmie Mai, co bardzo ułatwiłoby mi życie chociażby podczas częstych wizyt u lekarza. Czekanie w kolejce jest dla autystów bardzo stresujące i reagują na to krzykiem, który stresuje je same, inne dzieci i ich rodziców. Ja w takiej sytuacji również zdenerwowana staram się wyjaśnic zachowanie Mai.
- Przepraszam państwa, moja Córka ma autyzm- mówię i zaraz buntuje sie coś we mnie: "kurcze, dlaczego mam wszystkich za to przepraszac, przecież to ne moja i nie Mai wina i jak to wpływa na Maję?".
Doszło do tego, że podczas ostatniej wizyty u lekarza, Maja podeszła do innego płaczącego dziecka w wózku i zaczęła je głaska i uspakajac.
- Już dobrze, nie płacz.Masz autyzm?- pytała z troską.
- Maja ma autyzm- stwierdziła i wykonała gest jakby chciała pokazac, że ten autyzm ma na dłoni.
MOJA KOCHANA DZIEWCZYNKA!!!!!!!!!!!
Jutro prawdopodobnie kolejny artykuł w Gazecie Olsztyńskiej, byc może z Mai zdjęciem. Artykuł ma wywołac dyskusję w społeczeństwie. Już wiem, że zdania na ten temat są podzielone. O dziwo, przeciwni są czasem sami zaineresowani, czyli rodzice autystów. Ale są to przewaznie osoby, które wstydzą sie choroby swojego dziecka i wolą ukrywac je przed światem. Staram sie ich zrozumie, bo wiem jakie przykre są komentarze zdrowej części społeczeństwa, ale chcę wierzyc, że wynika to raczej z niewiedzy Polaków o AUTYZMIE, a nie ze złośliwości, a rodzice izolując swe dzieci nie robią tego ze zwykłego wygodnictwa czy wstydu, lecz w trosce o nie.
I właśnie dlatego artykuły o autyzmie czy akcje w internecie i telewizji takie jak ta z Bartoszem Topą, mają ogromne znaczenie. Przybliżają problem i jednocześnie informują, czym sprawiają, że "nie taki diabeł straszny"....Moi znajomi mówią, że teraz widząc na ulicy krzyczące dziecko 3 razy sie zastanawiają  czy czasem nie mają do czynienia z autystą i zamiast straszyc malucha, uspakajają zdenerwowaną mamę i malca.
OBY WIĘCEJ TAKICH REAKCJI, albo zwykłej WYROZUMIAŁOŚCI:):):)

Uciekają wakacje:(

Witajcie.
Czas płynie nieubłaganie,  a ja mam ciągle za mało czasu na wszystko. A jak już go mam to nie ma dostępu do sieci. Żeby nie było tak lekko, to jak już mam dostęp, to burza szaleje i z pisania nici..... I w taki właśnie sposób minęło sporo czasu od mojej bytnosci  tutaj. A działo się, oj działo................Od 30 lipca do 3 sierpnia byłyśmy na badaniach na Śląsku,  w rezultacie których zaplanowały nam się ferie zimowe w dosc nieoczekiwany sposób, a mianowicie: pierwszy tydzień ferii na oddziale neurologii, a drugi na oddziale nefrologii Chorzowskiego Centrum Pediatrii i Onkologii Dziecięcej w Chorzowie. Maja zna ten szpital bardzo dobrze, gdyż jeździmy tam co najmniej co pół roku. W znanym miejscu, znajomi lekarze i pielęgniarki oraz dobrze znane i niesamowicie przytulne sale( aż chciałam napisac pokoje, a każdy ze swoją łazienką z prysznicem  i WC), co z pewnością aoszczędzi Pszczółce stresu. Teraz też wpadła jak burza na oddział z dzikim okrzykiem "to jest mój pokój i moje łózko!!!!!".
Mam to szczęście, że podróż pociągiem to dla Mai frajda i nawet 9 godzin takiej jazdy Jej nie przeraża. Jak tylko zgram zdjęcia, to wkleję, teraz pracuję na komputerze koleżanki i brak możliwości.
W Chorzowie oprócz badań, odwiedziłyśmy tamtejszy Ogród Zoologiczny. Ciekawa byłam reakcji Mai i jakież było moje zdziwienie, kiedy największą atrakcją tej wizyty okazał się.....plac zabaw....Nie słoń, nie lew ani też małpy, tylko zjeżdżalnia i huśtawki.....Jak bardzo zaskakuje mnie moje Dziecko.......:):):)
Podróż powrotna z 9 godzin przedłużyła sie do prawie 12-tu, gdyż w nasz pociąg uderzył dżwig pracujący przy torach. Nikomu nic sie nie stało, ale zamieszania było trochę i kolejny sprawdzian cierpliwości Mai. Mam fajne fotki, ale to po powrocie do domu.

niedziela, 29 lipca 2012

Przewrócona.....

- Babciu, jestem przewrócona,  boli kolanko, pocałujesz? - żaliła się dziś Maja Babci Eli przez telefon.
Przewróciła się wracając z placu zabaw, bo jak zwykle nie patrzyła pod nogi tylko w niebo lub na ptaki siedzące na gałęzi drzewa. Ostatni taki upadek zaliczyła w środę i poważnie się martwiłam czy nie skończy się gipsem czy innym usztywnieniem w kostce, bo rozpaczała tak, że cała ulica chyba Ją słyszała i nie mogła stanąć na lewej nóżce. Łkała i zawodziła:
- Mamooooo, noga mi się rozgoiła, weszłam do dużych kłopotów!!!!!!!!!!!
Po całonocnych okładach z altacetu i tysiącu pocałunków złożonych przeze mnie na miejscu owego "rozgojenia", rano zawiozłam Ją do przedszkola, gdyż podejrzewałam, że troszkę przesadza. 
Umówiłam się z paniami z przedszkola, że gdyby rzeczywiście było źle to po Nią przyjadę. 
Nie było takiej potrzeby, gdyż moje podejrzenia okazały się słuszne, o czym miałam okazję przekonać się na własne oczy popołudniu. Gdy otworzyłam drzwi świetlicy, ujrzałam Maję biegnącą jak gdyby nigdy nic do koleżanki. Nie widziała mnie, gdyż była do mnie tyłem, ale jak tylko  zauważyła, momentalnie zaczęła utykać. Dowiedziałam się, że tak samo było przed południem, kiedy wyszli z całą grupą na plac zabaw.
Maja pierwsza była na każdej zjeżdżalni i huśtawce ale w drodze powrotnej do przedszkola już utykała. SPRYCIARA,  KŁAMCZUSZEK!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Niestety ostatnio tych upadków jest coraz więcej i pamiątek po nich w postaci siniaków. Nic nie daje moje gadanie.- Maju uważaj, patrz pod nogi jak idziesz.
- Dobrze Mamo-  i za chwile zderzenie z latarnią albo ze śmietnikiem lub autem zaparkowanym na chodniku.
- Zobacz, jestem galopem i kłusem!!!!! - krzyczy rozbawiona i skupiona na byciu koniem
A ja  w ostatniej chwili łapię Ją za rękaw, bo galopuje wprost na ulicę pod rozpędzony samochód. 

Tak sobie myślę, że właśnie najbardziej uciążliwe w autyzmie jest właśnie ta nieprzewidywalność.
Kiedy wydaje mi się, że już zaczyna rozumieć pewne zasady, nagle okazuje się po miesiącu, że to było przypadkowe, raczej "wytresowane". Że nie myśli o niebezpieczeństwie, a już z całą pewnością nie umie go przewidzieć. Co z tego, że wie, że przez ulicę przechodzi się na  pasach dla pieszych, kiedy uważa, że choćby wpadła na nie z rozpędu, to auta zatrzymają się, bo przecież Ona przechodzi.......
- Mamo nie bądź martwa i przykra- usłyszę zaraz,  kiedy zobaczy moją zmartwioną minę i usłyszy, że jest mi przykro.
- Możesz kochać Maję swoją Córeczkę?- dopyta się jeszcze . I jak się na Nią gniewać, no jak?
A tu trzeba przytulić i jeszcze zachować kamienną twarz, by zrozumiała powagę sytuacji i mieć nadzieję, że zrozumie jak będę Jej tłumaczyła, że " to niebezpieczne, samochód może Ją zabić i wtedy ja będę mocno zmartwiona i będę płakała".
- Mamusiu, nie jestem zabita, nie będziesz martwa i płakała!!!- z radością oznajmia moje "uświadomione" Dziecko i uważa sprawę za zakończoną.





Dom na plecach.

Jestem. Tyle się fajnych rzeczy wydarzyło po powrocie ze szpitala, że aż ciężko było zasiąść do kompa,  by to wszystko opisać. Miałam zamiar napisać jak Maja  zniosła moją nieobecność itp.
Ale przed chwilą omal nie posikałam się ze śmiechu i MUSZĘ Wam to napisać na dobry początek dnia.
Sposób pojmowania rzeczywistości przez moją Córcię jest niesamowity:)
Od kilku dni robię segregację starych gazet zabranych z poprzedniego mieszkania. Jestem chomikiem gazetowym i trudno jest mi się rozstać na przykład z każdym egzemplarzem "Wróżki", którą czytam od lat i lubię wracać do interesujących publikacji wieczorami. Teraz, kiedy jest internet i blogi, coraz mniej, ale stare przyzwyczajenie pozostało.
I właśnie w takim starym egzemplarzu Maja znalazła fotografię pary kochającej się od tyłu. Pan leżał na pani "na łyżeczkę"w miłosnym uścisku.  Jak odebrała to Maja? 
-Mamo, zobacz dom na plecach!!!!!!!!!!!!!!!!!!- krzyczy moje Dziecię.
- Gdzie Kochanie ten dom?- pytam.
-Tu, chodź zobacz!!!!
Na sto procent byłam pewna, że chodzi Jej o żółwia albo ślimaka, bo ostatnio zadaje mi takie zagadki:" kto to jest, dom na plecach i jest powolny?.To żółw Mamo!"
Chyba nie muszę już pisać, jaka była moja reakcja? Zresztą napisałam na wstępie..
Dom na plecach, powolny, HAHAHA!!!!!!!


piątek, 13 lipca 2012

Mama idzie do szpitala.

Jest 14:30.  Za 2 godziny odbiorę Maję z przedszkola i cieszę się, bo będzie wesoło!!!
Przeczytałam Wasze komentarze i na moment odszedł mi stres. Czemu się denerwuję? 
W poniedziałek idę do szpitala na kilka dni badań i ciągle nie wiem czy powiedzieć Mai prawdę, czy zmyślić, że np. Mama idzie do szkoły?  Szkoła do tej pory świetnie zdawała egzamin, kiedy wyjeżdżała do Dziadków na weekend. No tak, ale może rozumie już, że jak Mama miała egzaminy i był koniec szkoły, to po co znów tam wraca?
 A jak usłyszy rozmowę telefoniczną Babci, że jest u Nich, bo ja jestem w szpitalu????
POWIEM PRAWDĘ, tak będzie lepiej.
Spakowałam już Ją i siebie, wszystko czeka w samochodzie. Na wypadek  marudzenia czy płaczu Majeczki zaopatrzyłam się nawet  w prawdziwy stetoskop, który posłuży mi jako rekwizyt do pokazania jakie badania będę miała w szpitalu. Jak dziś zacznę Jej pokazywać, to może do poniedziałku się oswoi.....Przed nami weekend u Dziadków, ze zwierzętami i blisko natury, więc jeszcze dużo fajnych sytuacji może się zdarzyć i ciekawych dialogów w wykonaniu mojej Pszczółki. Zapiszę je gdzieś na kartce, by podzielić się z Wami.  Niestety, po ostatnim uderzeniu pioruna u Dziadków internet nie działa

Nie wiem czy będę miała dostęp do sieci w szpitalu, więc pewnie napiszę dopiero po powrocie do domu.
Ściskam Was i życzę udanych wakacyjnych dni i odpoczynku oraz uśmiechu!!!!!